Samotny obdrapany zawadiaka w podartych jeansach wranglera i sztruksowej koszuli do połowy wpuszczonej w spodnie z zaciasną ciut zieloną kamizelka dopiętą na przedostatni guzik, siedział w małym równie obskurnym jak on sam barze gdzieś na peryferiach Vegas. Wystukiwał swoim przetartym trepem jakiś prosty rytm na podnużku barowego stołka i spoglądał na wycierającą kufle barmanke i bandę rzezimieszków awanturujących się przy stoliku pod schodami.
-Jeszcze raz Mandy / zachrypiał Scot
Młoda barmanka zniknęła na chwilę scylajac się po butelkę czerwonego trunku, przez chwilę mieszała coś w srebrnym pojemniku, wlała zawartość do szklanki i zamaszystym ruchem wrzuciła doń kawałek cytryny i wylewajac część zawartości podsunęła pod nos Scotowi.
-Powodzenia / poklepała go po plecach i zostawiła widząc zbliżających się kumpli Scota.