Stała zakrwawiona na srodku szpitalnego korytarza , Sciskając tak dłonie ze kostki jej pobielały. Czuła strach . odbijał sie on w okolicach serca , między żebrami. Kiedy wyszedł lekach nie potrafiła opanowac oddechu. Nie powiedział nic. Zdołał tylko pokręcic przecząco głową. Zrozumiała.Krzyk rozdzierał jej gardło , ból ranił jej płuca.Idąc do jego dali potykała sie o własne nogi , na prostej drodze nie była w stanie utrzymac równowagi. Lezał przykryty białą kołdrą , która tak cholernie kontrastowała z jego twarzą. Przytulała sie , dotykała ust , nosa, dłoni. Zabijał ją chłód jego ciała. Położyła sie obok , kładąc głowe na jego klatce piersiowej.Nie spała. Wciąz miała nadzieje , ze pod jej uchem rozbrzmi echo bijącego serca...
Dzien spoko, szystko spoko-,-