I cóż, hostessowanie z dwiema pięknymi kobietami mnie aż tak bardzo nie zasmuciło.
(Przy okazji: jestem dawcą szpiku potencjalnym!)
Tym bardziej, że pewien Pan, z którym miałam iść na zakupy uszu (chyba dla psa) mnie zagadał, a ja, jakkolwiek ktoś sobie pomyśli, odebrałam to jako życiowy komplement.
Oczywiście każde ''ładnie wyglądasz'' usłyszane z ust Niego nie działa tak silnie jak ''studiujesz?' wypowiedziane przez zupełnie przypadkową osobę.
A nie umiem opisywać tego co czuję i tyle!
Poszłam na imprezę rodzinną i jednak nie żałuję, bowiem niektórzy nawet ucieszyli się na mój widok. Teściowa brata mówiła, że nie mogła się mnie doczekać, bo śmiesznie opowiadam z życia wzięte historie.
Dzieci dostały prezenty od prawdziwego Mikołaja. Wszyscy zwijali się ze śmiechu i to nie tylko dzięki cytrynówce zrobionej przez Brata.
Czuję Święta, choć nie ma ich u mnie za dużo, ale Gwiazda Betlejemska na moim biurku i gwiazdeczka na tablicy korkowej nieco ociepliła moje ostatnie uczucia.
No i ta impreza rodzinna. Było naprawdę świetnie (ale tej sałatki to mogłam zjeść mniej).
Ostatnio w szkole zabłysnęłam - pokazywałam wszystkim jak działać w Wordzie. Smutne to, ale prawdziwe. A jestem komputerową niedojdą.
Po szkole prosto do Niego. W moim ulubionym mieście były tłumy. Zwłaszcza na jarmarku. Przez te wszystkie lampeczki nie mogłam się nie uśmiechać.
Dopóki On mnie bardzo nie zasmucił.
Aż się popłakałam, właściwie to pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło.
Bo...
Bo staliśmy sobie w kolejce i ja nie wiedziałam, że jestem druga, a miałam iść do kasy obok i jakiś pan mnie wyprzedził i On się na niego zdenerwował i powiedział mi, że mogłabym być bardziej pewna siebie, że co ja wyprawiam...
:(
Smutno mi, nie jestem pewna siebie, też mi nowość, ale dlaczego miałoby to przeszkadzać mojemu CHŁOPAKOWI?
Dlaczego mnie po prostu nie przytulił (nie że mnie nie przytulił gdy zaczęłam już ryczeć jak baba).
Dlaczego w ogóle słyszę coś takiego. Ja wiem, że na nic nie zasługuję według własnej osoby, ale jednak jest we mnie jakiś głos, który krzyczy, że chyba coś jest nie w porządku!!!!!
Może, a raczej na pewno z tego względu nikomu (prawie!) nie mówię o Nim.
A potem się pogodziliśmy, dałam mu super prezent, aha, zapomniałam dopisać, że wcześniej zrobiło mi się chyba z głodu słabo :D
Ale spoko, po prostu nie miałam okazji zjeść. Aha i jem chleb.
A potem znów mnie dopadło i trzyma do teraz... czyli norma.
W pracy jestem żywym trupem. Jutro spędzę tam dwanaście godzin, w czwartek również, w piątek tylko siedem, a w niedzielę znów dziesięć. Aż mi się buty zepsuły od chodzenia i wypisali mnie z Wigilii, ale jestem na Sylwestra i miało być odwrotnie.
Naprawdę fajnie było na imprezie mikołajkowej.
Nawet nie mam czasu czytać :c.