Hej, dobrze jest się dołować? Ciągle tkwić myślami w jednej jedynej rzeczy, która nam nie wyszła? A co z tymi, które się udały? Co z chwilami, które były piękne? Dlaczego tak łatwo zapominamy o tym co było dobre, wiercimy sobie dziurę w brzuchu jakimś niepowodzeniem? Przyznaj szczerze.
Może już wystarczy? Przeanalizuj sam/sama swoje życie. A gdzie tam życie tydzień, jeden tydzień wstecz. Wypisz swoje skukcesy, WSZYSTKIE, te małe i duże. A obok wypisz niepowodzenia, tych oczywiście nie musisz rozgraniczać na małe i duże, bo wiadomym jest, że wszytskie są OLBRZYMIE. A teraz zastanów się ile czasu cieszyłeś się ze swoich sukcesów? A ile czasu zamartwiasz się niepowodzeniem? I do czego doszedłeś? Wiem, to nie jest proporcjonalne, oczywiście że nie. Nie ma opcji aby się ciągle wszystko udawało. Jak Ci idzie w pracy, to nie idzie w szkole, jak nie w szkole to w życiu osobistym... itd. Tylkooo czy to jest powód aby sie poddawać? A nawet jakby, nawet jeśli masz gorszy okres, to nic w tym złego. Nie pisze tej notki aby zmusić Cię do ciągłego uśmiechania. Nie, jeśli nie chcesz no problem. Chcę Ci tylko pokazać, ze wszyscy mają gorsze chwile, jedni mają częściej (chociaż w to wątpie, uważam że wszyscy jednakowo mamy ciężkie chwile, w jednakowych proporcjach.) Wyjątek jest tylko taki, że jedni to pokazują, a inni ukrywają. Co jest lepsze? Nie odpowiem Ci, ja osobiście uważam, że nie ma co oszukiwać. Aleeee, to moje zdanie.
Reasumując.