Mówiła.
Mówiła dużo.
Potoki słów wylewały się jej z gardła
bioąc swoje jestestwo z brzucha, czy dokładniej z jelit,
w kazdym badź razie,
z dokładnością zegarmistrza omijając serce,
bo ono zostało zamknięte w sejfie,
owinięte szczelnie papierem ściernym wrazie problemu,
mającym na celu ochronę przed upadkiem
i losem kurzego jajka spadajacego na beton z 10 piętra.
Wyleczyłam się.
Sama w to nie wierzę.
Już nie tęsknie za jego głosem, zapachem, dotykiem.
Juz nie czuję bólu na wspomnienie.
dziwne... kurcze, a jednak mozliwę.