...na chwilę zapomnienia, na ucieczkę od codzienności, na wszystko za czym tęskniłam przez ostatnie lata, na bycie ok w stosunku do samej siebie, na kilka łez, na chwilę szczęścia.
W wyniku ostatnich wydarzeń, stwierdzić mi dziś przyszło, że jednak potrafię sama stanąć na nogach, a nawet powędrować w stronę "lepszego" życia ( o ile oczywiście można założyć, że to życie będzie "lepsze").
Zastanawiam się właśnie, pijąc ulubioną kawę, czym tak naprawdę jest "życie idealne". I nie wiem co myśleć. Może to po prostu wymysł naszej wyobraźni, twór, który nie ma prawa bytu w tak okrutnym i niesprawiedliwym świecie na jakim przyszło nam żyć, z jakim przyszło się nam zmierzyć. Z drugiej strony, przecież ludzie potrafią byc szczęśliwi. A może okłamują samych siebie? Jeśli tak... Jak długo można żyć w tak ciężkiej sytuacji? Czy ludzie "szczęśliwi" zdają sobie sprawę z tego kłamstwa? Jak sobie z tym radzą?
Dziś, zamiast obsmarować najgorszymi wyzwiskami, zamiast sie mścić, postanowiłam pomyśleć nad odpowiedziami na te pytania. I w ten oto sposób trafiłam w pułapkę,z której nie mogę się wygrzebać.
Okłamywał mnie ponad rok, udawał, że mnie chce. Kupił konsolę,żeby nie musiał ze mną rozmawiać, żeby mnie nie widzieć, jestem pierdolona suką, która jest bezużyteczna.
Amen.
Nie odpowiem sobie na żadne z tych pytań. Nawet gorzej.
Ale i tak dziękuj, bo co mnie nie zabije,to mnie wzmocni.