Dał mi wszystko. Wszystko, co mógł mi dać. Gdy był przy mnie - nie potrzebowałam niczego więcej, bo moje szczęście było przy mnie. Ale go straciłam... Straciłam go, ale w mojej wyobraźni nadal jest przy mnie. Jest ZAWSZE. Nie wiem, czy chociaż o tym wie. Nigdy nie dowie się o tym, jak bardzo za nim tęsknię. Za jego każdym oddechem, słowem, uśmiechem... Czasami, gdy jest mi tak bardzo źle, gdy brakuje mi już łez - po prostu siadam i wyobrażam sobie, że siedzi przy mnie, wyciera mi łzy, głaszcze po głowie i całuje czoło. Ale to nie jest to samo, co przytulenie się i usłyszenie serca najważniejszej osoby... :(
Tak chlernie tęsknie!