A więc mamy grudzień. Zimny i ponury.
Pamiętam te czasy, kiedy upadałam, a jeszcze
lepiej te chwile, kiedy się podnosiłam. Teraz
nawet nie próbuję. Przesypiam 3/4 swego życia.
Ciągle marznę. Bez przerwy mi zimno mimo
trzech par skarpet. Mama ciągle mówi
"zacznij żyć"
mama ciągle mówi
"ogarnij się"
mama ciągle mówi
"rozumiem, że można mieć gorzy dzień,
ale nie trzy lata!
mama ciągle mówi
"zejdź na ziemię"
Mamusi, moja kochana mamusi, tak bym chciała!
Tak bym chciała znów usiąść i po prostu się pouczyć.
A zamiast tego płaczę. Nie potrafię. Nic nie potrafię.
Kim jestem, dokąd poszłam, co robię? Nikim, nigdzie, nic.
I myślę, że potrzebuję tego bloga. Bez względu na to,
czy ktoś to czyta. To nie ma znaczenia, tak jak wszystko.
Tak jak ndst z historii, tak jak wygrany konkurs poetycki,
tak jak kolejne kilogramy w górę.