I hear the birds on the summer breeze,
I drive fast.
I am alone in the night,
Been trying hard not to get into trouble, but I
I've got a war in my mind
So, I just ride.
Dying young and I'm playing hard,
That's the way my father made his life an art.
Drink all day and we talk 'til dark,
That's the way the road doves do it, ride 'til dark.
Lana del Rey - Ride
-nowiutka Lana na na, absolutnie nieziemska, ahh lovelove!
Dobry wieczór!
W końcu znalazłam chwilkę, aby napisać co u mnie ( w sumie to notkę pisałam częściowo wczoraj wieczorem, dzisiaj rano i teraz).
Czas mam wypełniony całkowicie.
Dom, uczelnia, jedzenie, uczelnia, Krzysiek, zakupy, spanie (czasami inna kolejność).
Mianowicie, od mniej więcej 25 września mieszkam we Wrocławiu i jest to dosyć szalone i pełne wrażeń przeżycie ;p
Cóż mogę powiedzieć..?
Jest dziwnie, bardzo dziwne jest to nagłe zderzenie z dorosłością i tym, że sama muszę kupić sobie coś aby było śniadanie, obiad lub kolacja.
Świadomość, że nie ma nic słodkiego w domu na czarną godzinę też Do przyjemnych nie należy.
Robienie zapasów "Kupię, to będę miała na dłużej i nie będę musiała znowu chodzić po to do sklepu" - a na drugi dzień już tego nie ma no po prostu nie da się tego opisać.
Nie wspominając już o ocieraniu łez, przy każdziuteńkiej wydanej złotówce i każdym banknocie wyciągniętym z bankomatu...
Oj, zupełnie inaczej jest w domku z rodzicami, a nawet w internacie, gdzie myśli się, że już się osiągnęło nie wiadomo co (jednak i tak dziękuję za możliwość internatowania sporo mnie jednak nauczył), niż na swoim.
Pierwsze dni spędziliśmy na robieniu potrzebnych zakupów, oglądaniu miejsc, gdzie warto bywać, spotkaniach ze znajomymi i szukaniu dobrych multifood'ów, jadalni, stołówek i miejsców.
Ogarnęłam też mój pokój i po przyklejeniu paru głupotek do ścian, powieszeniu firanek, założeniu ładnej pościeli i postawieniu kilku książek na regale stał się trochę bardziej kochany, niż wtedy, gdy go zastałam pierwszy raz ;)
W pierwszym tygodniu nauki byłam oczarowana.
Cieszyły mnie każde zajęcia, każda zadana strona do nauczenia, każde przywdziane fartucha.
Mikrobiologia była najwspanialsza na świecie, anatomia w prosektorium, oglądanie kości "Łaaaał, ale czad, będą truupy!", pielęgniarstwo, nawet to, że "Jestem już taka dorosła i fajna, bo mam zajęcia i wykłady na takiej duuużej auli!" - to wszystko było boskie!
Ale przyszedł tydzień drugi i aktualnie zaczął trzeci i okazało się, że mikrobiologia jest nauką najohydniejszą i najniewdzięczniejszą, anatomia, która miała być najlepszym przedmiotem stała się niesamowicie nudna, żmudna i trudna do nauczenia.
Wszystko jest inaczej, ale nie mówię, że mi się nie podoba.
Po prostu to kolejne zderzenie z rzeczywistością.
Ludzie na moim roku są fantastyczni (oczywiście poza kilkoma czarnymi owcami, których znieść się nie da).
Polubiłam znaczącą większość, z nadzieją, ze może oni także polubili mnie..? :D
Nie wiem na razie jest spoko i nie zmarnuję tego, haha.
Immartykulacja podniosłe i uroczyste wydarzenie, na którym miałam zaszczyt być z moim Krzysiem.
Co prawda dlatego, że Borowska jest na drugim końcu świata, spóźniłam się na moją, więc zostaliśmy na uroczystości dla fizjoterapii.
+zdjecie z milszej części Anatomii, w prosektorium.
Ominęło mnie co prawda kilka imprez, ponieważ albo cierpiałam z powodu bóli brzucha, albo byłam chora (tak, zaliczyłam już przeziębienie ^^).
Generalnie jednak, zaliczyłam najważniejsze, czyli koncert Luxtorpedy na Tekach, na którym zmarzłam jak jasny ch*j, ale warto było i Krzyś się cieszył :)
W tamten weekend byłam w domu, uczyłam się i w niedzielę byliśmy na Chrzcinach u Sebastianka.
W ten zaś przyjechał Grześ z Eweliną, na wieczór poetów jak ja to sobie zgrabnie nazwałam.
Spędziliśmy miły czas z nimi, stąd ich pozdrawiam.
Wczoraj zaliczyłam pierwszą studencką imprezę u Moniki z mojego roku, było zabawnie, jednak nie zabawiłam tam długo, ponieważ musiałam lecieć na tramwaj :(
Jednak, mieszkanie we Wrocławiu ma to do siebie, że imprezę masz kiedy Ci się zachce, tu ktoś, tu coś, tu akademik :D
Mamy obowiązkowe zajęcia na basenie i to był przełomowy moment dla mnie, gdyż zdecydowałam się wrócić do pływania.
Może nie tak intensywnie, jak parę lat temu, ale w sekcji AZS-u będę :)
Cieszę się z tego, bo będę robiła to co kocham.
Przed sekundą wróciłam z Lidl'a, który na moje szczęście jest 3-4 minuty pieszo od mojego mieszkania.
Zrobiłam zakupy, gdyż postanowiłam zrobić gyros :D
To dosyć praktyczne, zrobię sałatkę, którą będę mogła jeść przez 2 dni, dzięki czemu zaoszczędzę trochę kasy (jak zobaczyłam rachunek w tym Lidl'u, to oczy mało co mi z orbit nie wyskoczyły, ale powoli przyzwyczajam się do tego ;) ).
Po drodze wstąpiłam do Second Hand'u, nieopodal mojego domu, jednakże był zamknięty, cóż odwiedzę go innym razem.
Cieszę się, że mam tu Mojego Ukochanego, codzienne spotkania z Nim dają mi siłę na następny dzień, choćby nie wiem jaki straszy się wydawał.
Dziękuję Ci, że jesteś K.! Kocham Cię! :*
A teraz lecę, skorzystałam z okazji, że nie musiałam się niczego uczyć dzisiaj i mam na 15.15 dopiero fizjologię.
Teraz będę robić pożywienie :D
Pozdrawiam Was, z mojego nieco odmienionego, nowego, dorosłego życia.
Ciocia Ola.
PS Z powodu problemów z dostępem do internetu notka pojawia się teraz, a nie w okolicach 13, jak było w planach ;) Buźki!