He said, I'm gonna buy a gun and start a war,
If you can tell me something worth fighting for.
Oh and I'm gonna buy this place, is what I said,
Blame it upon a rush of blood to the head.
Honey,
All the movements you're starting to make,
See me crumble and fall on my face.
And I know the mistakes that I made,
See it all disappear without trace.
And they call as they beckon you on,
They say start as you mean to go on,
Start as you mean to go on.
Coldplay - A rush of blood to the head
Cześć Kochani :)
Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku.
U mnie jak najbardziej dobrze.
Weekend spędziłam z Agatą u Niej, było zabawnie ;)
Oglądałyśmy "Hannibala" i "Czerwonego smoka" - chyba się trochę wkręciłam w serię filmów o Lecterze, bardzo mi się podobały :)
W niedzielę wieczorem zgarnęłam podczas drogi powrotnej Krzysia i pojechaliśmy do mnie, gdzie był już mój chrzestny.
W poniedziałek około 14 wyruszyliśmy w podróż do Łącka, z którego już prosto do Warszawy na koncert w środę( o którym za chwilkę).
Spędziliśmy wspaniałe 4 dni, pracowicie, zajmowaliśmy się chałupnictwem :D, było przy tym dużo śmiechu, we wtorek pojechałam z Krzyśkiem do Płocka, połazić po mieście i odwiedzić naszą córkę Darię w szkole, jak dzieci szybko rosną :D
Poranny spacer nad Wisłą i południowe piwo napełniły nas dobrymi nastrojami.
Około 15 byliśmy w domu, zjedliśmy pyszny obiad i poszliśmy się zdrzemnąć, wieczorem wybraliśmy się na spacer do lasu z Michaliną :)
W środę rano odwiedziliśmy Misię i Amelkę w szkole, spotkałam się też po dwóch latach z Adamem Skunksem, którego pozdrawiam!
No i znowu w okolicach 14 wyjechaliśmy tym razem do Warszawy.
Podróż minęła dosyć szybko, mimo paskudnej pogody, która jednak nie napawała złym nastrojem.
Zaparkowaliśmy i koleją udaliśmy się pod Stadion Narodowy, który wywarł na nas przeogromne wrażenie.
Przed samym koncertem poszliśmy coś zjeść, ja z Krzysiem wybraliśmy naleśniki z fetą i szpinakiem, okazały się przepyszne i bardzo sycące.
Po posiłku poszliśmy już na stadion, pod którym rozstaliśmy się z ciocią, wujkiem, Darią i Michałem, gdyż mieli oni inne miejsca.
Przy bramkach każdy dostał swoją bransoletkę na rękę (mimo, że wiedziałam co się z nimi stanie, starałam się nie wspominać o tym, ażeby inni mieli radochę ;) )
Weszliśmy, ogrom miejsca i ludzi sprawił, że zbieraliśmy szczęki z podłogi...
Spotkałam Izę w moim sektorze, siedzieliśmy i uzbroiliśmy się w Glowstick'i, wszyscy zastanawiali się, skąd je wzięliśmy, pytali się nas, zagadywali, śmieszne to było.
Dwa supporty, weszliśmy na stadion w połowie pierwszego, który się podobał, drugi równiez był bardzo dobrzy, Marina & The Diamonds pokazała niezłą stylówę i pochwaliła się dobrym głosem.
Każdy jednak był myślami gdzieś indziej.
Lekko po 21 światła zostały wyłączone i zapanował mrok, słychać było charakterystyczną, przejmującą melodię, następnie "Mylo Xyloto" i "Hurts Like Heaven".
Tak, wyskoczyli - znowu widzę Coldplay, ale cóż to..?
Nagle wszyscy orientują się, że ich bransoletki migają przeróżnymi kolorami w rytm muzyki.
Naprawdę, z górnych sektorów wszystko wyglądało po prostu przepięknie, masa światła, kolorów, wizualizacji, balonów, konfetti, radości.
Niezwykła radosna atmosfera, szał zespołu na scenie, niespodzianki na każdej piosence, wrzaki, krzyki, płacz szczęścia, śmiech - to wszystko tworzyło nieziemski hałas, który był tak ogromnie przyjemny...
Dźwięk roznosił się wszędzie, przewspaniale było śpiewać z Chrisem wszystkie piosenki i drzeć się wniebogłosy.
Czułam się najszczęśliwsza na świecie, nie tylko z powodu tego, ze tam jestem.
Najbardziej cieszyło mnie to Z KIM tam jestem.
Spoglądanie na wyszczerzonego Krzysia dawało bonusowe punkty radości.
Po około 2 godzinach chłopaki zeszli ze sceny, kończąc swój występ równie efektownym "Every Teardrop Is a Waterfall".
Smutno, oj bardzo smutno było stamtąd wychodzić...
Ale euforia trwa do tej pory, ciągle czuję się jak w amoku, keidy przypominam sobie chwile, które tam przeżyłam.
Dlatego jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy pomogli w wygraniu konkursu "Gabrielli", dzięki Wam przeżyłam jeden z najpiękniejszych wieczorów mojego życia i NIGDY go nie zapomnę!
+zdjęcie już na miejscu, z Ukochanym mężczyzną.
W czwartek wróciliśmy do domu, ciągle podekscytowani.
W piątek byłam w Częstochowie, spotkałam sie z Krzysiem, Alą i Martą, spędziliśmy miłe popłudnie we Flashu :)
W poniedziałek już wyprowadzam się do Wrocławia, smutno mi trochę z tego powodu, no ale trzeba kiedyś wyfrunąć z rodzinnego gniazdka.
Aktualnie jestem w fazie pakowania ostatnich rzeczy, typu garnki, książki i ubrania.
Teraz tylko urządzić sobie pokój lekko po swojemu i oddać się nauce.
Kończę i wracam do swoich zajęć.
Pozdrawiam przee mocno
-ciocia Ola!