Jakiś czas temu dodałam post z opisanym pakowaniem końskich rzecz. Smutne to było. Nie tyle brak kontaktu z końmi, ile pogodzenie się z tym. Ale żyłam dalej, wciągnęłam się w góry, mieszkałam pół roku w Krakowie, kolejne pół roku spędziłam na erasmusie. O tym jak zmieniłam się po semestralnym pobycie za granicą też pisałam.
Wróciłam do Poznania i ciężko mi było ogarnąć się, znaleźć coś do roboty, zająć myśli. I pomyślałam sobie: Edyta, weź znajdź sobie pracę, wolontariat, nowe hobby, cokolwiek. Zrób coś, co sprawi że się uśmiechniesz. I znalazłam.
Nawet nie wiecie jak cieszyłam się ściągając worki z rzeczami jeździeckimi i zabierając je do Poznania. Jeszcze większy uśmiech pokazał się, jak zaczęłam jeździć regularnie, 2 razy w tygodniu, w stajni oddalonej 15 minut spacerkiem od miejsca, w którym mieszkam. Jeszcze 2 lata temu w wolny dzień siedziałabym w mieszkaniu i oglądała seriale. Dzisiaj nie mogę znaleźć nawet 20 minut w ciągu dnia, żeby ugotować sobie normalny obiad. I cieszę się.
Chodzę po górach, zwiedzam Europę, piszę pracę inżynierską, pracuję, jeżdżę konno i jestem szczęśliwa.