Ból serca. Nieznośne kołatanie. Uciążliwy ciężar. To nie niezdolność do oddychania. To nieprzyjemne uczucie, które sprawia, że czuję się zniewolona. Słaba. Tak jakby coś miało nade mną władzę. Staram się tym nie przejmować. To tylko zwykłe kłucia. Oh.. przecież 'taka moja uroda'. Dni pędzą jak karuzela, która nie może się zatrzymać. Czytam, rysuję, oglądam, czytam, rysuję, odpoczywam. I tak na zmianę. Niby wszystko.. wszystko jest w jak najlepszym porządku. W końcu dostałam się do wymarzonego liceum, wakacje powinnam uważać za rozpoczęte. Odpoczywam. Cieszę się, że udało mi się odświeżyć kilka ważnych dla mnie relacji.. Ale dalej tkwię w martwym punkcie, chcę iść do przodu, czerpać z życia jak najwięcej. Zacząć być.. a nie tylko istnieć. Ale.. chyba nie potrafię. Chyba wciąż kocham. Jak zwykle za bardzo.. Wspomnienia zalewają mnie od środka. Chciałabym to zmienić.. Gdyby to zależało tylko ode mnie.. byłabym najszczęśliwszą osobą pod słońcem.. pomijając dietę, oczywiście. Otaczają mnie wspaniali ludzie, którzy dają ogromne ciepło, dlaczego nie potrafię odwzajemić im tym samym? Dalej nie potrafię z ludźmi. To dla mnie za wcześnie. Daję sobie jeszcze tydzień. Tydzień na zmianę. A później wyjeżdżam. Powinnam. Chciałabym napisać Wam coś sensownego.. ale w mojej głowie panuje cholerny chaos. Co do diety.. Dawno nie stawałam na wadze. Chyba w końcu wróciłam do dawnych nawyków i jem jak na mnie mało. Staram się.. na prawdę. W wolnych chwilach ćwiczę, codziennie jeżdżę na rowerze. Motywacja wróciła w momencie załamania. Przebrzydłe, grube baleronidła.. 45 chyba jest co raz bliżej. Dziękuję Wam za wszystko, za to, że po prostu jesteście. Potrzebuję Was Słodkie! ;* Oh.. chce mi się jarać!!
kiss.