Zdjęcie ze strony: http://www.panoramio.com/photo/14998523
Byłam dziś u swego koniucha. Nazbierałam torbę jabłek i wrzuciłam mu do wiadra. Tata dorzucił tyle jabłek, że wiadro było pełne. Koń rzucił się na nie, jakby nie jadł od kilku dni. Poukładałam drążki, bo miałam z nim poćwiczyć przechodzenie przez kawaletki. Ale nie było czasu... Później nie mogłam do niego zajść, udało mi się to dopiero przed odjazdem, jak poszłam się pożegnać. Schowałam wiadro po jabłkach, zawołałam konia i kazałam mu przejść przez kawaletki. Przeszedł, a zaraz potem strzelił z zadu w bok i prawie mnie nie trafił. No to dawaj! Konia odgoniłam, a ten jak nie zacznie biegać, brykać, pierdzieć! Zatrzymał się, wybił się w górę z czterech nóg i zrobił zwrot o 180 stopni i strzelił z zadu!!! Zrobił kółko galopem. Zatrzymanie i dęba: raz, drugi, trzeci, czwarty, za każdym razem wyżej i wyżej, i nogami przednimi jeszcze machał! Bałam się, że jeszcze o taśmę się zaczepi, prąd go pierdyknie i porwie mi taśmę... Ale nie! Zrobił rundę z brykami, ślizgami, zwrotami i dębowaniem. Szczęśliwy machał łbem na wszystkie strony. NIe ma to jak pijany od jabłek koń!
(Będę musiała ograniczyć liczbę spożywanych przez konia jabłek, bo to jest niebezpieczne i dla konia, i dla mnie)