photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 24 LIPCA 2016

Wtf

Jednak to prawda, że mądrość przychodzi z wiekiem. Potrzeba czasu by zrozumieć pewne sprawy, osoby ale też samego siebie. Z każdym dniem jestem bogatsza o nowe przeżycia, wspomnienia, doświadczenia, lekcje, uczucia, przemyślenia. Bywa że przez kilka lat nie potrafimy czegoś pojąć aż nagle przychodzi noc i wszystko staje się jasne i zrozumiałe. Noc jak ta wczorajsza. Nie mam pojęcia dlaczego akurat teraz to do mnie dotarło, co było bodźcem ale czuję cholerna ulgę. Sprawy które tak długo nie dawały mi spokoju okazały się być tak proste do rozwiązania. Wielu ludzi dawało mi rady przez całe moje dotychczasowe życie i nikt nie miał racji. Nawet moja mama, która chce przecież dla mnie jak najlepiej. Nawet ona nie była w stanie przewidzieć co tak naprawdę ukoi moją duszę. Prawda jest taka że nikt tego nie wie poza nami samymi. Czujesz się zagubiony i bezsilny? Dzisiaj mogę powiedzieć że to minie. Przyjdzie dzień kiedy znajdziesz rozwiązanie idealne dla Ciebie- nawet jeśli teraz nie bierzesz go pod uwagę, że czasem zrozumiesz co dla Ciebie dobre i że rzeczy, które uważałes wcześniej za niedorzeczne, nieosiągalne i nie warte spróbowania uratuja Twoją psychikę i będą kluczem do Twojego szczęścia, spokoju i sukcesu. Mój spokój i moje szczęście odebrał mi człowiek, przy którym myślałam że jestem najszczesliwsza i bezpieczna. Nawet płacząc z bólu i bezradności wmawialam sobie ze tego właśnie chcę i potrzebuje, że on ma mój klucz do szczęścia i że bez niego nigdy go nie zaznam. Dziś widzę jaka krzywdę sobie wyrzadzalam. Nie mam pretensji do niego, tylko do siebie. Zawsze byłam twarda, niezniszczalna więc przecież i to zniose skoro muszę. Dam radę. Nie zadalam sobie wtedy ważnego pytania- po co. Dla kogo? Dla niego? Dla siebie? Życie nauczyło mnie ze nie zawsze trzeba zgrywac twardziela a prawdziwą odwagą w sytuacji zagrożenia jest umiejętność poddania się albo ucieczki. Nie jest powiedziane że to zawsze pomoże w każdej sytuacji dlatego trzeba poznać samego siebie i wybrać bezpieczniejsza, lepszą wersję danym momencie opcję- czy walczyć, czy się poddać, czy uciekać. Wsłuchać się w samego siebie. Reagować adekwatnie do naszych możliwości, do sytuacji, do człowieka. Może nawet należy to bardziej do cech dziecięcych- dzieci zawsze reagują intuicyjnie i bez zastanowienia. Nie tracą czasu na przemyślenia bo w momencie kiedy myślisz i się wahacz, wróg może zaatakować zanim podejmiesz decyzję. Poznaj siebie, ufaj sobie na tyle by wiedzieć jak się bronić w jakiej sytuacji. Niestety żeby to zrozumieć trzeba najpierw porządnie oderwać. Jak ja. Dostałeś po tyłku? Świetnie- wykorzystaj to do nauki samoobrony. Niech nauczy Cię to tego, że kiedy kolejny raz ktoś będzie próbował skopac Ci tylek- chroń tylek a nie np twarz. Przed wszystkim się nie obronimy bo życie i ludzie mają zaskakująco dużo technik walki o których my nawet nie mamy pojęcia. Bądź gotowy na wszystko. Nie dopuszczaj do sytuacji w której wpadasz w panikę bo dzieje się coś nowego czego się nie spodziewałes. Bądź realista. Bierz pod uwagę każdą ewentualność bo mimo że wydaje Ci się ze wszystko widziałeś i nic nie jest w stanie Cię zaskoczyć, nawet jeśli znasz ryzyko i konsekwencje- nie zawsze to do nas dociera. Wiesz co Ci grozi ale uznajesz to za mało prawdopodobne i nie przyjmujesz myśli że może nastąpić. Myślisz że jesteś przygotowany na to najlepiej jak możesz ale w efekcie końcowym ucierpisz ty bo nie będzieszukasz w stanie się bronić, nie będziesz wierzył że to dzieje się naprawdę a jedyne co Ci pozostanie to nadzieja ze to minie i że dasz radę wytrzymać do końca. Jeśli jesteś silny to wytrzymasz. Ale kosztem cholernego cierpienia. W następnej takiej sytuacji postapisz tak samo bo przecież za pierwszym razem się udało więc nie warto reagować, z czasem wszystko zniknie. Jeśli na domiar złego ktoś wyczuje Twoją bezsilność i ja wykorzysta- sam sobie z tym już nie poradzisz i możesz trwać tak w nieskończoność albo mieć szczęście w nieszczęściu jeśli druga osoba znudzi się niszczeniem Ciebie i odejdzie na dobre, pomimo twoich prosb i płaczu. Wiem coś o tym bo gdyby M tego nie zakończył ostatecznie i brutalnie ja cały czas byłabym w nieszczęśliwym, toksycznym związku nawet nie zdając sobie z tego sprawy i nie potrafiac ani się obronić, ani uciec, ani zareagować atakiem. Uważałam że jestem silna. A byłam tak słaba że aż wstyd mi o tym mówić. Zdana na kogoś. Uzależniona. Dostosowana. Bez własnego zdania, bez jakiejkolwiek kontroli, bez siły ani odrobiny władzy chociaż nad samą sobą nie mówiąc już o nim. Nic nie zależało ode mnie, niczego nie mogłam być pewna, wszystkiego się mogłam spodziewać ale nie tak jak powinnam- nawet jeśli brałam pod uwagę ewentualność że mnie zdradzi, uderzy, zrani- nic nie mogłam na to poradzić co dobijalo jeszcze bardziej i powodowalo cholerny strach. Strach przez kolejnym ciosem, przed bólem. Zdradzi mnie? Wybacze, uwierzę że to nie miało miejsca albo lepiej- że to przeze mnie. Wtedy zacznę przepraszać i obwiniac siebie za całe cierpienie jakie na mnie spadło. Z jednej strony słusznie- sama byłam sobie winna. Ale winna też czułam się przed nim co było chore i doprowadzilo do bulimia, braku akceptacji samej siebie, nienawiści do całego świata, nawet do rodziców bo jak mogli splodzic coś tak beznadziejnego. Wtedy znowu są 2 drogi, przeszłam przez obie. Podjąć walkę o lepsze ciało i udoskonalenie samej siebie. Z góry skazana na porażkę bo nigdy nie będziesz się sobie podobać, pewnych rzeczy nie będziesz w stanie zmienić czy poprawić jak było z moimi piersiami np, nawet jeśli będą postępy to ich nie zauważysz. Ciągle będziesz nie taka jak byś chciała a raczej jak on by chciał. Wydaje się to niemożliwe żeby nie zauważyć po sobie utraty 10kg prawda? Otóż ja to przeocxylam. Cyferki na wadze wariowaly a w lustrze widziałam ciągle stara, gruba siebie. Jeśli masz w sobie tyle siły by to dostrzec np po komentarzach ludzi czy przerażeniu w oczach własnej matki na twój widok jest dla Ciebie szansa. Ja nie potrafiłam co przyniosło za sobą utratę zdrowia i uzależnienie od narkotyków. Możesz też się poddać bez walki i pogodzic z tym że jesteś beznadziejna i nikt Cię nie chce. Druga opcja chyba byłaby lepsza. Mniej wyniszczajaca fizycznie, psychicznie i tak i tak jestes już wykończona. Kiedy zaczynasz walczyć, zaczynasz wierzyć w swoje możliwości. Problem w tym że aby było szybciej i lepiej nie zaszkodzi sobie pomóc prawda? Wtedy do katowania się ćwiczeniami i glodowkami dochodzą suplementy, dragi i np wymioty. Ciągle jest Ci mało, ciągle wierzysz że będzie lepiej. Oczywiście że będzie ale nic to nie da ani Tobie, ani jemu. Możesz mieć figurę modelki i pozornie zajebiscie się przy tym bawić cpajac codziennie razem z nim a potem już nawet bez niego ale myśląc że o siebie dbasz, niszczysz swoje ciało i umysł. Jasne, fajnie się razem zabawić tym bardziej jeśli nacpani macie ochotę na seks (w końcu mu się podobasz, brawo!) tylko po jakimś czasie i to się znudzi i zniknie wszystko co było między wami, apetyt na seks, frajda ze wspólnego spędzania czasu, szczerych rozmów, głupich pomysłów. Brzmi pięknie i myślałam że każdy facet mu zazdrości takiej fajnej, otwartej, rozrywkowej laski która jest zarazem jego kumplem. Długo po rozstaniu zylam w przekonaniu że w końcu dałam mu to czego każdy facet pragnie i zastanawiałam się po co rezygnowal z naszego ciekawego związku na rzecz zobowiązania, nakazów, poważnego podejścia innej dziewczyny. Nikt tego nie lubi a już na pewno nie on. Na kontrolę reagował agresja, nawet jeśli był szczęśliwy ze mną i czuł się zobowiązany to często zachowywał się jak singiel i jak mówił "potrzebował swobody i luzu bo nadmierna kontrola sprawia że się dusi" a on nie chce wiązać się z kimś kto go ogranicza tylko z tą którą mu zaufa i pozwoli na typowe męskie zachowania. Więc pozwalalam, ponizalam się coraz bardziej choć myślałam że bardziej zgnoic mnie nie może. On się bawił, ja siedziałam sama płacząc w poduszke, czasem nawet dla picu pogrozilam rozstaniem ale kiedy wracał, nieważne skąd i po jakim czasie, nieważne w jakimoim stanie ją zawsze czekalam w drzwiach z otwartymi ramionami a po chwili spedzonej razem, wdzięczna że wrócił do mnie, zapomniałam o wszystkim i udawalam że nic się nie stało i że nic mnie nie rusza. Tylko że ruszalo i to coraz bardziej zamiast zelzec. Wtedy zaczęłam szukac pomocy u innych. Błąd! Szukaj jej w sobie, tylko ty sam jesteś w stanie sobie pomóc, wam pomóc. Nikt nie zna go od tej strony co ty, nikt nie wie co polepszy a co pogorszy sytuacje między wami a ty zaczniesz się gubic gdy każdy radzi inaczej, nie wieszukam wtedy komu ufać i czego spróbować najpierw. Rada- czegokolwiek nie spróbujesz, wierz mi że nie pomoże a całkiem prawdopodobne że pogorszy sytuację. Jeśli posłuchasz instynktu i zdasz się na własną wiedzę i dotychczasowe doświadczenia (w końcu znasz go najlepiej) to zostanie przy tobie na dłużej, na chwilę, na zawsze. Nawet jeśli zmotywujesz go do podjęcia próby polepszenia waszej relacji- oboje będziecie zmęczeni i zawiedzeni bo spodziewane spektakularne rezultaty nigdy nie przyjdą i nawet jeśli będzie ok to nigdy nie będzie tak jak na początku a do tego dożycie. Pojawi się rozczarowanie, szukanie nowych atrakcji a w naszym przypadku były to używki- działo się coś nowego, przezywalismy to razem, poznawalismy siebie nawzajem od stron o których przez wiele lat nie mieliśmy pojęcia ale z czasem wszystko staje się rutyna i zaczyna nudzić i męczyć, nawet nie kończąca się zabawa i pozorne korzystanie z młodości. I tak zmeczycie się sobą a jedyne co zostanie to uzależnienie i pretensje. Nie byłam świadoma swojego uzależnienia dopóki nie zrozumiałam że traktuje ćpanie jako jedyny ratunek, jedyne wyjście. Jest mi smutno- trzeba się nacpac i nie myśleć. Jest nudno i samotnie- trzeba się nacpac a zajęcie i towarzystwo samo się znajdzie. Przytylam- ćpanie zamiast jedzenia. Dotarło to do mnie w momencie kiedy zabrakło. Nie miałam skąd wziąć bo nie pracowałam- po co iść do pracy skoro on wszystko funduje a ja muszę go kontrolować a nie tracić czas w pracy i martwić się co on w tym czasie robi. Znajomych też zabrakło bo przyjaciele byli tylko wtedy jak coś chcieli. Nie masz nic? Na naszej nie licz. Tak więc zostałam sama, bez pieniędzy, bez znajomych, bez ćpania, bez niego i bez siły albo chociaż pomysłu. Pojawiły się myśli samobójcze i depresja. Nie wiem jak to przetrwalam bo wielokrotnie planowałam swoją śmierć, kupiłam raz nawet solidny sznur by mieć pewność że nie zerwie się pod moim ciężarem itp, wszystko dokładnie orzemyslalam- bardzo dokładnie bo tak spędzalam całe dnie. Okaleczalam się z nienawiści do samej siebie i pewnie po części żeby wzbudzić w nim litość i skłonić do powrotu- tzw szantaż emocjonalny, pamiętam że raz pomogło bo wrócił w obawie że faktycznie coś sobie zrobię i musiałby żyć z poczuciem winy. Teraz widać wyraźnie że nawet wtedy martwił się o siebie, nie ogarnę mnie. Samookaleczanie było moim patentem na niego- zrób to bo coś sobie zrobię, bądź taki bo się potne i zwale winę na Ciebie. Boże, jaką to była męczarnia dla nas obu. On był że mną z przymusu, ja pod koniec już w zasadzie też wbrew sobie tylko dlatego że czerpalam z tego korzyści- nie byłam sama, czasem zdarzyło się nacpac, niczego mi nie brakowało oprócz niego samego- co z tego że był przy mnie skoro coraz wyraźniej było widać że go do tego zmuszam. Starałam się jak mogłam żeby poczuł się przy mnie dobrzegu więc teraz to ja go sponsorowalam, zapewniałamoże rozrywkę, zapelnialam pustkę po dotychczasowych sposobach na jego poprawę humoru. Byłam aż za idealna, tak mi się wydawało. Idealna do tego stopnia ze zaczął chętniej i częściej spędzać że mnie czas- problem w tym że nie robił tego z miłości tylko z wygody i nudów. Gdzie indziej znalazłby sobie tak oddanego przyjaciela gotowego rzucić wszystko i wydać ostatnie pieniądze na jego "potrzeby"? Trwalismy tak 3 miesiące, w pozornym szczęściu- on był szczęśliwy ze wszystko za niego i dla niego zrobię a ja byłam bo on był. Podejrzewam że już wtedy mnie nie kochał. A może raczej nie chciał, nie potrzebował w swoim dalszym życiu kiedy znowu stanie się samodzielny i odzyska kolegów, motor, prace. Wiedziałam że jak tylko to następca dla mnie zabraknie miejsca w jego życiu. Dlatego postanowiłam dać mu je więcej kosztem swojej pracy, reputacji, kosztem całego życia w zasadzie. Wiedziałam że oddam mu wszystko co mam jeśli tylko to go przy mnie zatrzyma. Nie spodziewałam się ze mam tak mało. Dotarło do mnie ze bez obsesję na jego punkcie rzuciłam pracę i szkole a więc zostałam bez perspektyw i planów na dalsze życie. A on chciał coraz więcej. Nie tylko kasy, alkoholu, rozrywek ale też więcej pewności i zaufania o czym zapomniałam. Skupialam się na tym żeby uszczęśliwić go w danej chwili, na choćby parę godzin żeby tylko nie opuszczał mnie nawet na chwilę. Dawało to efekty bo praktycznie mieszkaliśmy znowu razem i planowaliśmy wspólne życie. Nie nudzilismy się nigdy, od razu reagowałam i wymyślalam zajęcia. Wszyscy zadowoleni. Chwilowo. Bo zdawalismy sobie już wtedy sprawę że w dalszym życiu będzie o wiele trudniej i nie będzie można w nieskończoność tkwić w miejscu, robiąc codziennie to samo i olewajac życie. Nadejdzie czas by się ogarnac. Mówiliśmy o tym głośno, zakladalismy co i jak zrobimy, mieliśmy wysokie ambicje a raczej pomysły które z góry były skazane na porażkę. Stwarzalismy pozory że z czasem zaczniemy się ogarniać i wcielac w życie wszystkie szalone pomysły na wspólne mieszkanie, prace, wszystko. Ja nie zdawałam sobie sprawy ze tego nie chce, że chce jak najdłużej tkwić w tym co teraz, korzystac z życia, bawić się póki możemy sobie na to jeszcze pozwolić i że takie życie zaczęło mi bardziej odpowiadać niż poważne plany i działania, poważnime decyzje, poważne życie. Tak było łatwiej. Zylismy z dnia na dzień nie martwiąc się o nic i nie prowadząc do sprzeczek- nie podejmowalismy żadnych decyzji więc nie było różnicy zdań i spiec. Totalna wyjebka. Dla mnie bomba bo miałam 20lat i nie byłam jeszcze gotowa stać się z dnia na dzień panią domu, partnerką, studentką, pracownica i nie byłam w stanie zastąpić mu matki, która całe życie koło niego biegala i wszystko za niego robiła. Nie byłam gotowa albo po prostu zbyt leniwa i lekkomyslna, przyzwyczajona do tego że zawsze mogę liczyć na mamę która do tej pory mnie utrzymuje. Sama kalkulacja wydatków mnie zniechęcila bo dotarło do mnie ze dotychczasowe życie się skończy nagle i bez przygotowanIa. Zamiast imprez będzie czynsz i jedzenie. Niewiele zostanie na jakiekolwiek rozrywki. Uzależnienie wtedy zapanowało nie tylko nade mną ale nad całym naszym związkiem. On zorientowal się pierwszy bo ludzie zaczęli gadać a teściom nie podobało się ze ich syn marnuje się przy kimś takim jak ja. Nie sądzę by był tego są zdania ale pod wpływem presji i braku jakiekolwiek gestu z mojej strony zapewniającego go ze damy radę i zaczniemy normalne życie zaczął traktować mnie jak wroga, obarczal winą za złe relacje z rodzicami, znajomymi, za brak pieniędzy, brak normalności, brak szczęścia jak się okazalo i najważniejsze- brak wsparcia i pomocy a zamiast tego ściąganie w dół i doprowadzenie do coraz większego Uzależnienie i braku motywacji do zmian. Tak oto zostałam panią Samo Zło. W oczach jego, jego rodziny a nawet naszych znajomych i moich bliskich. Wszyscy uznali mnie za wyrzutka społeczeństwa skazanego na porażkę więc znowu zostałam sama. Było mi wstyd bez rodzicami, przed nim, przed znajomymi ale też byłam wściekła na ludzi którzy przejęli jego strone a mnie zniszczyli. Dlaczego ja jestem najgorsza skoro on również nie reagował, robił to samo co ja, proponował, bawił się jeszcze bardziej niż ja? Dlaczego ja mam być odpowiedzialna za nas obu pomimo że to on jest mężczyzna image w dodatku starszym i bardziej dojrzałym? Potraktowali mnie jakbym była jego matką która nie potrafila zapewnic mu godnego normalnego życia. Do tej pory jest tylko jedna opinia na ten temat- ja zostałam cpunka i okropna dziewczyną a on biednym chłopcem który cudem uratował się od podzielenia mojego nedzneg losu. Morał? Umiesz liczyć, licz na siebie. Nie staraj się przypodobać komukolwiek w jakikolwiek sposób bo ludzie zawsze będą przyjaciółmi kiedy masz coś do zaoferowania. Nawet samotność jest lepsza od towarzystwA ludzi którzy poświęcają Ci swój czas tylko dla korzyści jakie z tego mają. Nie warto zebrać o uwagę czy obecność, to ponizajace bardziej od zebrania o pieniędze. W gruncie rzeczy i tak jestes sam jak palec a zamiast skupiać się na ludziach którży mogą wnieść coś do Twojego życia, tracisz czas na tych którzy tylko okradaja Cię z godności i resztek zaufania. Dotrzec takich ludzi i takie zachowanie jest bardzo ciężko szczególnie gdy doskwiera samotność która bywa wyniszczajaca. Moja rada- dawać z siebie dużo innym ludziom aczkolwiek nie wszystko co mamy, nie całego siebie, nie korzyści materialne czy rozrywki a czas, obecność, wsparcie i zrozumienie. Pomagać ale nie dać się wykorzystywać i nie dać się zrobić chłopcem na posylki, nawet wobec partnera z którym jesteśmy w długim poważnym związku. Dać z siebie tyle ile się da w zależności od tego o kogo chodzi i ile dana osoba dla nas znaczy, ale nie pozostawać z pustymi rękami i bez odwzajemnienia. Brać też należy się nauczyć. Prosić, wymagać od siebie i od innych jak najwięcej. Nie sugerować się tym czy ktoś na to zasłużył czy też nie. Każdy zasługuje na szansę, zawsze, choćby nie wiem co zrobil i ile razy popełnił błąd- na szansę zasługuje każdy. Pytanie tylko ile Ty jesteś w stanie ich dać oraz pod warunkiem, że nie ucierpisz na tym ty tak bardzo że oddasz wszystko innym nie zostawiając nic dla siebie. Nie możesz oddać więcej niż jesteś w stani jeśli nie dostajesz nic w zamian bo ludzie okradną Cię że wszystkiego, zabiorą Twoją siłę, pieniądze, wykorzystają i będą na tym rosnąć podczas gdy Ty zatracisz siebie. Nie dawaj jeśli nie ma odwzajemnienia tego co robisz dla innych. Nie lituj się i nie oddawaj wszystkiego nawet jeśli uważasz że i tak będzieszybko wciąż miał więcej od osoby której ufasz i pomagasz a od której nie powinieneś niczego oczekiwac bo nie ma nic do zaoferowania. Największa pomoc i najlepszy prezent jaki możemy dostać i podarować to nie pieniądze, przejechanie w środku nocy pół Polski po telefonie że nie ma jak wrócić do domu i nie ma nikogo oprócz ciebie, upicie się dla zabicia smutku tylko czas i obecność. Umiejętność wysłuchania nawet jeśli nie potrafimy nic doradzić ani pomoc. Wsparcie. Pamięć. Nie jest też ważne jak często rozmawiacie ale jak to robicie i o czym mowicie. Każdy potrafi się zwierzyc nawet obcej osobie, nie kierując się wówczas zaufaniem tylko potrzeba wyrzucenia tego z sizbie. Skup się na tym jak ktoś mówi a nie dopisuje potem co mówi. Wtedy będziesz wiedział jak druga osoba Cię traktuje- czy jako przypadkowego pierwszego lepszego słuchacza któremu moze zaufać, czy jako przyjaciela i doradzce. Zwróć uwagę czy podaje tylko suche fakty nawet jeśli wywołuje to niemałe emocje, czy też pyta Cię o zdanie. Ludzie proszą o pomoc na najróżniejsze sposoby które łatwo przeoczyć jeśli jednak pyta o Twoje zdanie możesz być prawie pewny że warto kogoś takiego mieć u swego boku- tak samo jak ktoś potrafi okazać słabość przed Tobą i otwórz się całkowicie, tak samo Ty będziesz mógł zrobić to samo przed nim. Zaufania się nie zdobywa. Albo je masz i czujesz, albo nie. Nie można na nie zasłużyć ani zapracować. To tylko taktyka która źle świadczy o człowieku- jeśli potrafi wypracować sobie u kogoś zaufanie to jaka masz pewność że jest szczery i ma dobre zamiary? Im w człowiek ma na sumieniu, tym lepiej i sprawniej będzie oddziaływal na Twoją psychikę chowajac swoje wady a eksponujac zalety. Nie warto ufać ludziom którzy źle wypowiadają się też o innych, szczególnie o byłych przyjaciołach. Potrafić wyczuć zamiary i intencje człowieka jest dziś bardzo trudno ponieważ nauczyliśmy się chować wszystko w sobie i nie dawać po sobie poznać cierpienia, szczęścia, miłości- gramy twardzieli bez problemów i słabości więc ciężko znaleźć osobę prawdziwą i szczerą pośród tylu znakomitych aktorów. Eksponuj swoje emocje a wzbudzisz zaufanie innych. Nie bój się czuć, być słaby, samotny- wszystko to jest ludzkie i każdy przeżył wszystko to choć raz w swoim życiu. Nie każdy się do tego przyzna i nie każdy ma tyle odwagi, by przyznać się do własnych słabości, leków i emocji przed samym sobą a także przed innymi.
Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika dziewczynaznadwaga.