A ona przyszła nieproszona.
Wtargneła do mojego życia zabierając wszystko co zbołała udźwignąć w kościstych dłoniach.
Mój przyjaciel dotrzymywał jej kroku, zlewając się z czernią jej płaszcza.
A kiedy jej palce dokneły futerka, wypioł swój przysłowiowy grzbiet.
I poszli przed siebie bez celu w rytm gardłowego mruczenia.