znowu mi się dzisiaj sniło coś cholernego, cos czego nei nawidzę i odrazu się budze...
pamietam, że znowu czułam przesycenie nienawiścią, krążyłam wsród ludzi, ktrórzy robili coś złego..
ale tylko końcówkę pamiętam do tej chwili..
weszłam do jakiegoś starego wielkiego rozpadającego się budynku, wielki stary burzący siębudynek z czerwonej cegły, krzywy wielki barak, z pękającymi scianami bez okien, wśrodku dużo zadziwiających pustych korytarzy, przejść przy wyburzonych dziurach w ścianach zamist okien.. wchodzę w jakiś bardziej domowy zaułek, zielony daszek.. w kącie śpi męzczyzna.. ide dalej.. czuję jakbym zbliżała się do swojego miejsca.. ukochanego gniazdka.. ale jest corazciemniej, zimno, ciasne ściany wysoki sufit, zimne czerwone cegły..muszę uważąć bo w tych zaułkach mrocznego budynku czai się jakiś grożny duch starucha w mundurze.. strasznie wstrząsnął mną widok jego zbliżającego sięcienia! biegiem do drzwi mojego miejsca zamieszkania.. tak czulam, że to mój dom.. otwieram.. wchodzę.. ciasny mały pokoj.. wybita cegła zamiast okna,.. nagle przwebija się coraz intensywniej światło.. ze stresu się obudziłam,..
znowu mi się przypomnieli Ci ludzie w obozach koncetracyjnych.. to jest straszne..