Wojtek, Słoń.
Klip: Gruba Berta.
Ostatni już rzut z tego klipu i salut od Słonia na koniec, haha.
Wczorajszy dzień był C U D O W N Y. Po tej 13 wyjechaliśmy
spod szkoły. Jak na złość kierowcą bbył sąsiad z bloku obok
i to, że nie jechał 20/h tylko te 100 to był cud. Przed 15 już
do Galerii Bałtyckiej wchodziliśmy. Niby wszędzie praktycznie
jakieś przeceny, ale ja nic z nich nie kupiłam. I najlepszy fakt,
że oglądam bluzkę niby w swoim rozmiarze, a Ulka po jej
zobaczeniu stwierdziła, że nawet ona by w nią nie weszła. Ja
przepraszam, to była wersja XL dla noworodków czy jak? Bo
już sama nie wiem. Ale w New Yorkerze znalazłam śmieszną
bluzkę z Minionkiem, na której widok Stefka zaczęła się śmiać,
i powiedziała, że zajebista, mam brać, bo będzie przynajmniej
sobie się ze mnie podśmiewać w szkole. I kupiłam. W Empiku
brak książki Mikulskiego i Del Piero. Ale za to wyszłam aż z 3
płytami: Panaceum Kafara, Reversal Pokahontaz i Bard Lukasyno.
Zadowolona, tylko szkoda, że książek nie było. Ale zamówię
przez neta. Szalik Juventusu kupiłam, ciepły. Portfel mamie na
Święta też kupiłam i sobie podwiązkę do sukienki na Studniówkę.
Do 17:45 był czas, więc jeszcze w Macu zjadłyśmy co nieco.
I potem już do Gdynii do Teatru Muzycznego im. Baduszkowej.
Spamalot.. genialny spektakl, no genialny! Jeszcze chyba mogę
stwierdzić, że wygrałam życia wczoraj, bo tak z Ulą wzięłyśmy
nam bilety do 2 rzędu, że nie siedzieliśmy na parterze po lewej,
tylko na parterze.. na środku! Zawsze chciałam tam siedzieć i
proszę, spełniło się! Spamalot chyba przebił wszystkie spektakle,
na jakich do tej pory byliśmy. Tyle śmiechu na spektaklu, sceny
o których nikt z nas by nie pomyślał. Szukałam wzrokiem na
scenie Marka Kaliszuka, ale chyba nie grał w tym. Albo to on był
tym mimem. Ale wątpie w sumie. I najlepszy tekst wyszedł od
jednego z rycerzy `O kurwa zapomniałem` i cała sala w taki
śmiech, że się chyba mury trzęsły. Ale cały spektakl genialny,
pojechałabym jeszcze raz na niego! Jak ktoś by się wybierał, to
polecam jechać na Spamalota. O 22 mieliśmy już wyjeżdżać, ale
kierowca to dupek i musieliśmy latać po Skwerze Kościuszki i
szukać autobusu. Przez to była przygoda z psią kupą, że jakoś
w połowie drogi dopiero się zatrzymaliśmy i chłopaki myli podłogę
w autobusie i swoje buty. A w autobusie duużo beki, było z czego
się śmiać, oj było, ehehehehe. O północy w domu dopiero, szybka
kąpiel i spać, bo nogi to myślałam, że mi odpadną. Wstałam po
8, ogarnianie się i do kościoła z Anią. Ogółem umieram sobie na
brzuch, ból okropny. A teraz leci mecz, od godziny prawie już.
Jak na razie zadowolona, prowadzimy 1:0 po golu główką w
wykonaniu Evry. Szok, że on gola strzelił. Tevez już nakręcony
lata, więc czekam na jego gola i Pereyra z Moratą też głodni gola,
więc jest nadzieja. Idę ogladać dalej, relacja po południu będzie.
Bang!