Bylo tak niesamowicie magicznie... dlugo po zapadnieciu zmroku poczelysmy spacerowac po swiezo opadnietym na ziemskie oblicze bialym puchu, w ciszy i błogim zapomnieniu ulic bezludnych. Nie bylam rada z braku obecnosci lata i wyzowej temperatury, ale zdazylam przywyknac do tego stanu rzeczy i potrafie napawac sie bajkowym widokiem rozanielonych oczu Panienki W. Zaś Panienka z Szymankow, mowiac szczerze w te noc stala sie znacznie bardziej migotliwa i rozmowna niz zwykla byla sie zachowac, ale zdalam sobie sprawe ze i mnie to tez uszczesliwia niewiarygodnie. Wzmianka o mej milosci, sprawila w mych oczach, niebywale dokladnie wystudiowane i uduchowione wejrzenie, oniesmielony usmich zakradl sie na blade oblicze w tamym czasie. Ahhh, gdyby tak raz jeszcze tego tydognia?