Uwielbiała tak stać na wiadukcie i obserwować pędzące dołem samochody.
O czym myślała? W tych chcwilach o niczym. I dlatego tak to kochała.
Ten błogi stan. Oczywiście tylko na początku. Tylko w momencie kiedy wiatr uderzał w jej twarz, kiedy czuła drgające podłoże pod nogami. Pierwsze 15 minut bezmyślnego wpatrywania się w śpieszące się niewiadomo gdzie samochody. Później przyzwyczajone ciało zaczynało wracać do równowagi, a umysł ponownie zaczynał pracować.
Ale była szczęśliwa. O tak! I to bardzo szczęśliwa, bo wreszcie odważyła się zrobić coś żeby nie dręczyć się zbędnymi myślami. Była dumna z siebie, wreszcie dorosła i przestała się bać tego, czego nikt nie powinien się bać, a boją się prawie wszyscy. Może gdyby sprawy wyglądałyby inaczej, pewnie nie myślałaby o tym w taki sposób, ale że wszystko potoczyło się dobrze, to mogła się cieszyć.
Teraz stała na wiadukcie i już myślała. Śmiała się sama do siebie nie zważając na mijających ją ludzi.
<Ludzie stanowczo za mało się cieszą.> pomyślała. <A przecież jest tyle powodów do radości.>