Hej
Dzisiaj wreszcie udało mi się ogarnąć jedzenie i nie podjadać. Jak uda mi się w pełnie nad tym zapanować (i trochę zmniejszyć żołądek) to trzasnę sobie hsgd. Na miesiąc. A potem pewnie wrócę gdzieś do tego tysiąca, bo to taka optymalna ilość, żebym miała siłę się uczyć, ćwiczyć i ogólnie ogarniać życie.
Zjadłam:
owsianka
jabłko, brzoskwinia, cappucinio
ryba zapiekana z warzywami, fasolka szparagowa z odrobiną masła, dwie łyżki gotowanego ryżu, trochę surówki z białej kapusty
śliwka, garść winogron, suszona morela, kawa z mlekiem
Około 900. Fasolki samej w sobie chyba nie liczyłam, ogólnie warzyw za bardzo nie liczę.
Aktywność: ćwiczenia na ramiona, mel b brzuch, hiit cardio 5min, tabata fitappy 20min i może sobie hula hop pokręcę.
Macie też tak czasem że nie umawiacie się z nikim, bo jesteście zmęczone, wolicie zostać w domu, a potem przeszkadza wam, że wasi znajomi bawią się bez was?
Ja w sumie często.
Po lekcjach poszłam na kawę tylko z koleżankami i w sumie to było spoko, no i nie piłam nic itd więc "zaoszczędziłam" trochę kalorii. Poćwiczyłam, ogarnęłam lekcje.
Z drugiej strony to żałuję, że nie jestem teraz na jakiejś imprezie.
Przeglądałam sobie stare wpisy niektórych osób tutaj (bo niestety swoje z poprzedniego konta musiałam usunąć) i jakoś tak zatęskniłam za tym. I za sobą z tamtego czasu, moją determinacją i siłą woli.
W ogóle ostatino w sieci trafiłam na jakiś blog pro ana. Laska wyznaczyła sobie system kar za przekraczanie bilansów, np. wypicie wody z mydłem.
Wtedy doszłam do wniosku, że moje obsesje i paranoje wcale nie są jeszcze takie tragiczne :))