Niewyraźne, wiem, ale mam to gdzieś. Nie ma to jak śpiewać, a raczej drzeć się o 3 w nocy na całą stację benzynową "AISHA, AISHA!", a następnie płakać ze śmechu w taksówce, w drodze powrotnej do kulturki, przez piosenkę Star Wars. Misja na Shella się udała, bez odbioru.
Naprawdę dobrze się bawiłam na tych 18 urodzinach. Takie weekendy lubię.