Możecie już mnie znienawidzić, nie pojęcia jak siebie naprawić, nie jestem w stanie wygrać z samym sobą, nie jestem w stanie okroić siebie z pewnych wartości. Próbując to zrobić zniszczyłem chyba zbyt wiele siebie przez co nie mam w sobie nic do zaoferowania taki teraz jestem.
Potwór wypełnia tą skorupę. Jestem już wykończony, na skraju upadku to śmieszne czuję jak by radość, kiedy jestem na krawędzi, kiedy to można spojrzeć za krawędź.
Czasem nocą na spacerze tak niewiele brakuje, tak blisko przekroczenia krawędzi jestem.
Pozostały 3 powody by żyć, coraz bardziej jestem zniechęcony do życia mimo tych 3 powodów. boli mnie to, że są a nie są wystarczające żeby nie myśleć o końcu.
Coraz częściej myślę o dość chyba nie przyjemnej opcji
Boli mnie też to, że to jak teraz jest ma wpływ na otoczenie.
Najchętniej to bym zniszczył w sobie ośrodek odpowiedzialny za odczuwanie czegokolwiek, bo zauważyłem, że zaczynam na sile uśmiechać się w towarzystwie bez niego przynajmniej nie musiałbym próbować Czuję się obco wśród ludzi, których znam, ale sam do tego doprowadziłem a to jak cichy jestem zniechęca mnie by przebywać z nimi bo jestem jak kamień, któremu można wszystko powiedzieć a on nic nie odpowie chociaż jakiś proton musi być który sprawia, że nie mam nic przeciwko by gdzieś pójść.
Jedyne, co mi wychodzi to tworzenie pustki i muru wokół siebie jak i myślenie o końcu Nie ma to jak zasnąć z pewna myślą i obudzić się z taką samą albo z myślą o tym by był to już koniec ten ostatni dzień jeśli nadejdzie sen.
Chyba już tylko jedna osoba ma dostęp poza ten mur, chociaż sam nie wiem.
Próbowałem zabijać czas grając, ale to już nie jest przyjemne.
Filmy i muzyka by wyciszyć środek, zabić tak wolno mijający czas. Ktoś ostatnio pytał czy ja naprawdę tyle muzyki słucham czy tylko włączam i idę gdzieś robić coś innego& słucham jej. Filmy hm powiedzmy, że codziennie przynajmniej 2 oglądam w ciągu nocy. Noc zresztą spędzam na ich oglądaniu albo włączeniu i patrzeniu się w sufit lub też na spacerze z Sol lub bez niej.
Ostatnio jakąkolwiek przyjemność związana jest z dwoma postaciami, chociaż w sumie z trzema no i jeszcze robienie bezmyślnych zdjęć daje przyjemność ale to chyba zbyt pozytywne słowo by to tak nazwać. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie ma tutaj miejsca dla mnie. Nie czeka mnie już nic pozytywnego. To juz nie jest życie, które może nieść jakąkolwiek przyjemność to już tylko pusta egzystencja z wyczekiwaniem końca.
Co do spacerów zauważyłem, że widząc grupę ludzi nie uciekam tak jak niektórzy przechodzą na druga stronę ulicy lub też wybierają jedna z krawędzi. Sam chyba też muszę powodować jakiś lek tym jak się przemieszczam nocą z kapturem na głowie, ustami wyciosanymi w jeden sposób i dredami wystającymi po bokach i do tego głuchy dźwięk glanów.
Musze przyznać, że ludzie mówiący, iż Bydgoszcz ma swój urok maja rację przejdźcie się Dworcową albo lepiej Gdańską między 2 a 4 rano; bruk mieni się w świetle latarń samo ich światło miejscami przypomina barwę jakby pamiętały jeszcze czasy w których były ręcznie zapalane, ruch praktycznie jest tylko od starego rynku do miej więcej wysokości teatru potem już jest prawie pustka na ulicach tak jak liczba ludzi mijanych maleje wraz z odległością od rynku tak też ilość światła spada&
To takie nieprzyjemne mieć marzenia szczególnie te, które są skazane na niespełnienie.