Część trzecia
(ostatnia)
o niej
*
Trwała tak całymi latami - w wielkim przerażeniu, napięciu, nieustannej kontroli otoczenia, sprawdzając pogodę i przeczesując cały teren w poszukiwaniu niewybuchów. Ograniczając potrzeby do minimum. Całkowicie rezygnując z marzeń i zachceń, choć zupełnie nie zadawła sobie z tego sprawy.
Aż w pewnym momencie... Zabrakło jej sił. Coś się przelało. Coś pękło. Potrafiła tylko siedzieć i pustym wzrokiem patrzeć na to swoje pole pełne chwastów zarastających ogromną wyrwę po wybuchu. Budziła się w wielkim strachu, po to aby siedzieć, patrzeć i płakać.
Zupełnie nie rozumiejąc swojego stanu.
Bardzo dużo pracy i pomocy z zewnątrz wymagał powrót do "normalności". Normalności codziennego, maniakalnego sprawdzania prognoz pogody i przeczesywania pola.
wybicie z rytmu
*
Ale od tego momentu była już jakby wybita z rytmu. Zaczęła drążyć. Pragnęła ze wszystkich sił zrozumieć co sprawiło, że od pewnego dnia potrafiła jedynie budzić się w uczuciu śmiertelnego przerażenia i nie czuć niczego poza tym; nie mieć na nic siły i w obezwładniającym strachu próbować dotrwać do jutra.
Potrzebowała bardzo wielu rozmów, tekstów i godzin analiz, nim dotarło do niej, że to, co jej wydawało się normalne - to jej niezmordowane przemierzanie tysiąca metrów w poszukiwaniu bomb - nie jest rutyną każdego posiadacza swojej ziemi.
zmiana
*
Potrzebowała ogromu czasu, energii i odwagi, żeby postanowić - muszę to uporządkować. Początkowo jednak działała zupełnie na oślep, utrudniając sobie swoje własne działania. Było to coś na kształt szamotaniny wróbla głęboko pośród gałęzi świerku, który chcąc zrozumieć istotę drzewa, chaotycznie chwytał w dziób i analizował kolejne igły, prawie w ciemności. A istotę świerku można zrozumieć, kiedy wyfrunie się z tego mroku i odleci na tyle wysoko i daleko, by móc dostrzec w pełni jego wielkość i kszałt.
Ona bez sensu próbowała poderwać i przeanalizować każdą igłę z osobna, bo wierzyła, że to na tej podstawie może zrozumieć, gdzie się znajduje.
błąd myślowy
*
Przez wszystkie dotychczas zakodowane historie była przekonana, że jest skazana na sianie tych niedobrych warzyw, których nie lubiła, i że powinna obsiewać nimi calutkie pole. Że nic innego tu i tak nie wyrośnie, a to najlepsza z możliwych opcji.
A wystarczyło, że zapytał, czy rozważała sadzenie Tej rośliny. Zupełnie nie miała tego w świadomości. I przecież nie miała już miejsca. No i przecież w tych warunkach, ta roślina, nie wiadomo, czy....
Tyle wystarczyło.
Koniec.
________________________
Wydaje mi się, że to najwyższy czas, żeby stąd zniknąć. (Podobno dołączyłam 30.06.2007...)
Ze zdjęciami przeniosłam się chyba, przynajmniej tymczasowo, na www.instagram.com/fotopsocha
Z pisaniem, przynajmniej na razie, do kalendarzy, zeszytów i folderów.
To była piękna droga od dziecięcej chęci uzewnętrzniania się i zdobywania uwagi, przez nabywanie fotograficznej wrażliwości i naukę pisania oraz pewnego rodzaju zachowanie i poukładanie wspomnień, aż do dzielenia się zasłyszeniami, zaczytaniami i tym, co do mnie dotarło.
Było mi to bardzo potrzebne. I sporo się dzięki temu nauczyłam.
Dla siebie. A tak jest przecież najlepiej, bo tylko tak jest w pełni szczerze.