"Ciężko pracować, czerpać z tego radość i nie widzieć między radością i pracą żadnej różnicy." (J.L. Wiśniewski)
Kończył grać utwór, przy którym, za każdym razem, działa się magia. Najsmutniejszy i najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek poznał; Tych garść czarnych kropek na pięciolinii potrafiło sprawić, że miał poczucie, że nie ma go nigdzie i jest jednocześnie wszędzie; że w sumie to wszystko nie miało znaczenia. Czuł się tak przenikliwie spokojny.
Ostatnie drgania strun bardzo starego pianina powoli zanikały, kiedy powoli unosił pomarszczone, naznaczone żyłami dłonie znad klawiatury. Jego palce były dużo większe, silniejsze, ale też sztywniejsze, od tych malutkich, którymi pierwszy raz dotykał tego rozstrojonego pianina w małym pokoiku na ostatnim piętrze starego budynku. Gdzie podłoga tak charakterystycznie skrzypiała. Pamięta, że kiedy wrócił tam kiedyś, już jako dorosły, miał przez cały czas wrażenie, że powinien się schylać, by nie uderzyć głową w sufit. W rzeczywistości nie było tam aż tak mało miejsca, a mimo to towarzyszyło mu ciągle to uczucie.
W tej ciszy, tuż po ostatnich nutach, dotarło do niego, że przez te wszystkie lata traktował niemal każde swoje działanie jak najważniejszy koncert na największej scenie. Każdą rzeczy, którą robił, próbował i starał się robić tak, jak gdyby był to najważniejszy spektakl jego życia. Jak gdyby przyszło nań kilka tysięcy widzów, a wszyscy z nich zapłacili bardzo wielkie pieniądze. Więc czuł się w obowiązku stanąć na wysokości zadania, żeby nie zawieść tych wszystkich oczu i uszu. Bał się tego bardzo. Zawieść tych wszystkich ludzi na wyimaginowanej widowni swojej głowy. Z tego powodu poświęcał w samotności setki godzin utworowi, który na scenie grał tylko 3 minuty. Z tego powodu bardzo rozważnie wybierał utwory, których się w ogóle podejmował. Z tego powodu podjęcie każdego z nich przemyśliwał tygodniami i zwykle w ogóle się ich nie podejmował, z obawy, że nie będzie w stanie im sprostać.
Dlatego obojętnie, czy pisał egzamin, szedł na zakupy, podejmował pracę, spotykał się z kimś; zawsze wtedy starał się przygotować najlepiej, jak potrafił. Tylko wtedy był spokojny. Jeśli wiedział, że nie jest w stanie przygotować się w najlepszy sposób - po prostu rezygnował. Nie podejmował działań. Nie umawiał się na spotkania.
Dopiero teraz, patrząc na swoje zmęczone dłonie, zdał sobie sprawę, że traktował każdy dzień tak, jakby był głównym spektaklem, pozbawionym próby generalnej. Pozbawionym prób w ogóle. Tak jakby muzycy grali koncerty od razu po tym, jak zasiadali pierwszy raz do danego instrumentu. To niewykonalne. To znaczy wykonalne, jeśli poświęci się noce i dnie i postara przećwiczyć na wszystkich dostępnych w okolicy pianinach, żeby iść z pewnością, że na tym kolejnym pianinie z dużym prawdopodobieństwem się uda. Ale to wiąże się z nieustannym, ogromnym napięciem i analizowaniem ogromu możliwości, scenariuszy, zdarzeń.
Dopiero teraz zrozumiał, jak wielką tym samym wyrządzał sobie krzywdę. Uległ wrażeniu, że nieustannie przechodzi bezpośrednio z tej małej, skrzypiącej i trochę za ciemnej salki, na wielką i najważniejszą scenę jego życia. Tak potwornie bał się na tej scenie pomylić, że niemal nie opuszczał swojej salki. Nie pozwalał sobie na to, żeby wejść na scenę, tak na próbę, w zwykły dzień, kiedy nikogo tam nie będzie. Albo w taki, gdzie będzie tam tylko kilka osób. Nie wpadł na to, żeby zaprosić kogoś do tej małej salki; żeby wypróbować formy pośrednie.
Nie pozwolił sobie też nigdy, przez tych kilkadziesiąt lat, żeby wyjść na scenę, celowo pomylić się, i zdać sobie dzięki temu sprawę, że świat... kręci się dalej. Że nikt nie zareagował. Że po miesiącu nikt już o tym nie pamiętał. Że salka nadal wygląda tak samo. Że prócz niego - nikogo tak naprawdę nigdy to nie obchodziło i nie obchodzi.
Że tak naprawdę nigdy nie istniała żadna widownia ani żadna scena...
Nim zdał sobie sprawę, że słyszy jej drobne i szybkie kroki, usłyszał ciche pukanie do drzwi. Przyszła. Znów rozczuli jego serce wielkim, szczerym uśmiechem, zapytana o to, czy ma ochotę na herbatę. Zawsze przecież miała. Kubki stały już przygotowane na stoliku.
Więc jednak przyszła...
https://www.youtube.com/watch?v=nD0F31hzPeM
Sia z chórem <3