Nie mogę spać więc stwierdziłam, że tu coś napiszę, bo dawno mnie nie było. Myślałam o tym motylku, myślałam o tym jak schudłam, jak ciągle wydawało mi się, że ważę za dużo, jak nie jadłam, jak oszukiwałam rodziców, jak płakałam. I myślę, że byłam tak bardzo blisko pogubienia się. Wiecie co jest najgorsze? Że zdaje sobie doskonale z tego sprawę, a nadal mnie tu ciągnie, nadal chcę chudnąć. To nie jest tak, że zaakceptowałam siebie, po prostu odzwyczaiłam się od liczenia kalorii. Moja waga jest tylko ciut niższa niż była jak tu zawitałam. Wpadłam pewnie w błędne koło, ale od jutra miśki planuje na nowo ograniczać.
1000kcal, ćwiczenia, dużo ruchu!