Wykańczam samą siebie od środka ... już było tyle upadków, że kolejnego takiego stanu psychicznego nie jestem w stanie znieść. Umieram tu ... czuje sie tu strasznie samotna. W dzieciństwie przez kilka czynników byłam z dala od ludzi ... i teraz wyszło na to, że nie mam nikogo do kogo mogę zawsze zadzwonic o 1 w nocy. W Polsce nikogo, tutaj ... nie potrafię żyć i przez to tylko obarczam strasznie Piotrka, nie potrafie juz tak dłużej. Tu jest tak strasznie szaro ... a moze to moje wnętrze się tak czuje będąc tutaj . Niedługo miną 2 lata odkąd tutaj jestem, a ja nie pamietam, kiedy szczerze się śmiałam. W sumie to nie pamiętam od bardzo dawna. Nieszczęśliwa w Polsce, a tu nie potrafię funkcjonować ...
tak wiem powinnam być radosna, bo mam koło siebie faceta, ale ... minęło już tak wiele dni, a ja codziennie budzę sie z myślą, kiedy minie dany dzień i będzie juz noc. I najgorsze jest to, że niestety nikt nie jest mnie w stanie zrozumieć ... nikt kogo znam nie jest w takiej sytuacji. Więc po co to piszę ... ulży mi może trochę. Nie mam po prostu siły na dodawanie tutaj radosnych postów, same widzicie, że od jakiegos dłuższego czasu rzadko dodaję tutaj cokolwiek. Nie mam na to sił ... radosne zdjęcie wstawić? Po co .... skoro każdy dzień od 21 lat jest ciągłą walką ... Umieram ...
P.S. Jeśli któraś z Was nie ma ochoty obserwować zdołowanej Basi, która zawsze wydawała się "radosną dziewczyną i tryskała energią" to usuńcie mnie z obserwowanych. Po co mam Was irytować ... :/
I po raz kolejny proszę Boga, żeby to już się skończyło ... to juz za daleko zaszło ...