No to tak, tytuł: "Boli mnie serce dosłownie i w przenośni".
Jak przyszłam, to od razu się mną zainteresowała. Założyłam jej kantar i zaczęłam czyścić. Jak kucnęłam czyszcząc jej przednią nogę, to zaczęła wąchać mój policzek :) Tak po prostu przez pewien czas trzymała chrapy przy mojej twarzy ;P To było urocze :) Zawsze na coś takiego czekałam :)
Kopytka ładnie podała wszystkie. Nie chciała mi pozwolić wsiąść na siebie. Ale się udało. Na ujeżdżalnię poszłam koło niej, bo stwierdziłam, że czas przeprowadzić małą terapię "zaprzyjaźniającą" :) Zrobiłyśmy dwa kółka w ręce, a później wsiadłam. W stępie standardowo ładnie chodziła. W pierwszym kłusie zaczęła brykać i uciekać do środka. Delikatnie chciałam to skorygować, ale nie pomagało. Dlatego się przełamałam i użyłam bata mocniej niż zwykle. Poskutkowało. Poszła ładnie po ścianie. Ale miałam wrażenie, że zaczęła kuleć, więc zsiadłam i przekłusowałam z nią w ręce. Wszystko było ok, więc kontynuowałam jazdę. Wielokrotnie przechodziła sama do stępa i nic nie pomagało aby zakłusowała. No ale jakoś się dogadałyśmy, więc postanowiłam zagalopować. Pierwsze parę fouli było ok, ale później zaczęło się brykanie i uciekanie do środka. Sporo się namęczyłam, bo nic nie pomagało. I tu właśnie następuje wyjaśnienie tytułu. Boli mnie serce w przenośni, bo zbyt dużo musiałam używać bata. Dosłownie, bo od tych Nubirowych zrywów wnętrzności mi się poobijały ;P No ale udało mi się wyegzekwować galop po wszystkich ścianach, więc sukces osiągnęłam. Jedyne z czym teraz nie mogę sobie poradzić, to przeszkoda. Cały czas napędza się na nią, po czym się zatrzymuje... No ale cóż, jeszcze się nauczy :)
Ale brakowało mi tej słodkiej wredoty :)