No i stało się....Agatka jest chora.
Wczoraj kręgosłup mi wysiadł, dziś wysiadłam cała ja. Jest mi zimno i ciepło jednocześnie. Kaszel, katar i dreszcze. Bosko... :/
Cały tydzień zleci mi na stawaniu na nogi. Jakbym miała za mało problemów...
Z innej beczki doznałam chyba jakiegoś oświecenia ostatnio (albo zadymienia) i byłam w stanie na trzeźwo ocenić sytuacje w której się znalazłam.
Michał postanowił dać "nam" jeszcze trochę czasu. W sensie kiedy się pytam czy jakąś decyzje już podjął on odpowiedział "Nie wiem".
Cóż jeżeli potrzebuje więcej czasu to mu go dam. Bez żalu, płaczu i niepotrzebnych dramatów. Chyba już zeszły ze mnie te pierwsze najgorsze emocje.
Cały czas mam w sercu i głowie nadzieje że się wszystko ułoży, bo nie bądźmy naiwni, nie przestaje się kochać z dnia na dzień. Jakby jednak nie wyszło zawsze zostaje nam przyjaźń. I w sumie to utrzymuje mnie w tym momencie przy życiu.
Postanowiłam pobawić się trochę makijażem i "efektami specjalnymi"...efekt...cóż może jak trochę poćwiczę będzie lepiej. Uważam jednak że na pierwszą próbę jest spoko :D
Niech dobry będzie z Wami...ja go już chyba widzę na horyzoncie.