Dziwnie się dziś czuje. Jestem bardzo poddenerwowana. Czuje to z każdym wdechem i z każdym uderzeniem serca. Wygląda to tak jakby serce stwierdziło "Pierdole robię sobie wakacje" i zwalniało ale po chwili przypomina sobie że urlopu to za bardzo nie może sobie brać i zaczyna bić coraz szybciej i szybciej. W płucach czuje jakbym miała jakiś płyn i nie mogę nabrać powietrza do końca. Wiecie taki głęboki oczyszczający oddech....nie takiego nie mogę zrobić. Cały czas jestem na pół wdechu. Ciężko na dłuższą metę wytrzymać bo każda czynność którą wykonuje sprawia że czuje się jak po maratonie.
Ale czemu ja się denerwuje. W sumie to nie wiem. Spędziłam wczoraj bardzo miły dzień i wieczór więc powinnam wstać w świetnym humorze, pełna energii. A jednak pobudka w środku nocy i kolejna walka z głupimi myślami (tym razem wygrałam :P), dała mi do wiwatu.
Wszystko zaczyna mi się mieszać i kiedy próbuje o tym nie myśleć jest spoko. Kiedy jednak nadchodzi noc i nie mogę spać zaczyna się isty chaos. Myśli pędzą niekontrolowane we wszystkich kierunkach naraz, a ja nie mogę złapać i powstrzymać ani jednej. Pisałam kiedyś i chyba też komuś mówiłam że nie boje się samotności. Nie bałam się , kiedyś. Teraz jest to nie do zniesienia.
Nie jem, nie śpię zbyt dobrze(mimo że wczoraj zasypiałam prawie na siedząco) nic mi się nie chce. Leże czasami godzinami w łóżku z jakimś tam filmem lecącym w tle, którego i tak nie oglądam i zamykam się w sobie coraz bardziej. Widzę to "zamykanie się" w kontaktach z ludźmi. Tak jak już od dłuższego czasu potrafiła mi się buzia nie zamykać tak znowu wole słuchać ludzi kiedy do mnie mówią. Zagłębić się trochę w ich życiu, problemach czy tych szczęśliwszych chwilach. W jakiś przedziwny sposób mnie to uspokaja. Boję się jednak że cofnę się do okresu w którym rozmowa z kimkolwiek będzie napawać mnie strachem i niepewnością. Tak strasznie się boje powrotu do takiego stanu rzeczy.
Zdjęcie? Hmm Nie za bardzo miałam co wystawić więc wystawiłam zdjęcie mojej kolacji z soboty. Powinnam bardziej zadbać o to co jem i czy w ogóle jem. W niedziele było tylko danio i zadziwiające że nawet nie byłam głodna. Na samą myśl o jedzeniu mnie odrzuca. Gorzej jak mi ktoś wciska na siłę że mam coś zjeść i kropka. No shit wiem o tym i staram się jak mogę. Znowu bardziej muszę pamiętać o jedzeniu niż polegać na poczuciu głodu. Ehhh ze zdrowiem tez nie jest kolorowo.
Mam tylko nadzieje że następna notka będzie bardziej optymistyczna.