photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 2 LIPCA 2015

mój schemat dnia

Mój schemat dnia

Moja praca nie należy do bardzo skomplikowanych, nie każdy jednak się do niej nadaje. Nerwy ze stali i cochones wielkości marsa to dwie podstawowe cechy wymagane do tego zajęcia. Ja nie mam ani jednego ani drugiego. Nerwy mam w strzępach a leki uspakajające to moi najlepsi przyjaciele w tym momencie. Odważna też nigdy nie byłam, nie jestem i raczej nigdy nie będę. Radzę sobie jako tako w wielkimi lub mniejszymi wpadkami. Załamanie nerwowe?  mnie jest to już codzienność.
Ale, ale zacznijmy wreszcie pisać to co mam pisać czyli jak wygląda mój standardowy dzień. Wydaje mi się że już kiedyś pisałam jak to wszystko mniej więcej wygląda ale co tam :)

Pobudka 5:30. Pocieram oczka i wstaje od  razu. Żadnych drzemek ani przesunięć budzika. To wynalazek szatana!
Toaleta (wiadomo) i potem kierunek kuchnia. Kawa pół na pół z mlekiem i słodzikiem BO! wiadomo MOGĘ, co nie? ;) Cukru nie używam już łooooohoho dawno temu to było i nie prawda :P Słodzik niedługo też zlikwiduje Just wait and see!

Przeglądam internety i o 6:20-30 wychodzę do pracy. Mam pieszo od progu domu do progu poradni 2km z hakiem. Po drodze sklep jeżeli trzeba, zazwyczaj tylko po wodę. W pracy jestem przed ok 7 w zależności o której wyjdę.
Włączam wszystkie komputery w poradni, wszystkie aparaty i wagę w zabiegowym. Wstawiam wodę na kawkę dla dziewczyn, a sama robię sobie owsiankę z otrębów owsianych pól na pół z wodą i mlekiem....mmmmmm owsianka :D

Zasiadam do komputera, kiedy oczywiście już zjem i mam mniej więcej 20-15 min żeby ogarnąć przygotowania do rozpoczynającego się dnia pracy.
Chowam wszystkie karty które mogły zostać z dnia poprzedniego. Chowam też wyniki badań laboratoryjnych. Drukuję listę kart które muszę wyciągnąć na następne dni. Od 2 do 4-5 kartonów kart do wyciągnięcia, w zależności ilu lekarzy będzie tego dnia.

W między czasie o 7:30 wielkie otwarcie poradni i pacjenci walą drzwiami i oknami. Dziewczyny w zabiegowym pracują jak mrówki żaby przygotować niecierpliwych pacjentów do wizyty. A to ktoś się spieszy, a to ktoś się spóźnił wszystkie babcie i dziadkowie z zegarkami w rękach pilnują każdej minuty.
A ja nadal wyciągam karty. Kończę ok godziny 8-9. Mam już wtedy w sumie luz. Zostaje tylko na bieżąco rejestrować pacjentów. Czasami zdarzy się wypad do archiwum, czasami do sekretariatu lub wielkie poszukiwania przełożonej, której wiecznie nie ma w jej gabinecie.
Około godziny 12-13 przychodzą wyniki z laboratorium. Trzeba je posegregować i porozkładać na konkretnych lekarzy i konkretne dni. Jeżeli coś jest na następny dzień wkładam do kartonu, jeżeli nie, daje lekarzowi do sprawdzenia i chowam do kart. O 14-14:15 mam koniec pracy.

Jak już mówiłam nie jest to fizyka kwantowa. Prócz nie zbyt miłego towarzystwa lekarzy którzy potrafią być naprawdę nieprzyjemni, całą milą atmosferę tworzą dziewczyny. Grażynka miła i uprzejma do bólu i Mariola szczera do bólu z naprawdę życiowym podejściem do każdej sprawy. Lubie je :D i lubię swoją prace. Dużo razy narzekałam i pewnie będę narzekać że ktoś mnie wkurwił albo że dostałam zjebki za coś co nie było moją winą a potem z tych wszystkich nerwów będę gdzieś w kącie popłakiwać ale naprawdę zapuściłam tu korzenie i jest mi tu dobrze.
Kiedy byłam jeszcze mała malutka przychodziłam z mamą do pracy różni ludzie pytali się mnie kim chcę zostać jak dorosnę. Patrzałam wtedy z uśmiechem na mamę i mówiłam że będę jak ona rejestratorką. Słaby cel życia ale jakby się spełnił nie:D


Co do zdjęcia. Zrobione na tle szuflad z kartami pacjentów w pracy dosłownie przed chwilką. Oczywiście że selfi. Jeżeli chodzi o kolor to cóż eksperymenty :) Miał być pastelowy, brzoskwiniowy, złoty róż. wyszło jak wyszło :P na Woodstock dojdę w mieszaniu kolorów do wprawy i będzie dobrze. Oczywiście toner, toner i jeszcze raz toner. Jeżeli chodzi o farby to cóż...na jakiś czas dam sobie z tym spokój...zawłaszcza że włosy na mej główce są teraz w zajebistym stanie bo postanowiłam ich tak nie maltretować rozjaśniaczami, prostownicami, suszarkami czy lokówkami. 18 lutego ścięłam je na prawie 0 i teraz tak sobie rosną...raz je rozjaśniłam tak po 3 miesiącu żeby położyć toner. I kąpiel rozjaśniająca 2 dni temu żeby pozbyć się resztek poprzedniego tonera i położyć ten róż :P. Kolejne rozjaśnienie najszybciej za 3 miesiące i tylko odrosty. Będę o nie dbać i tak se będą rosły. Do fioletu już raczej nie wrócę, za ciemny jeżeli chodzi o mnie. :P

I jeszcze coś dorzucę dziwnego. Tak jakoś smutno mi się zrobiło jak się okazało że świat nie kręci się wokół mnie. Wiedziałam o tym i wiem, ale przez chwilkę, przez sekundę poczułam jakby tak było. Jakoś tam wylądowałam na twardej ziemi kiedy okazało się że jednak nie. A miło było pomyśleć że jednak coś dla kogoś znaczę. Coś więcej. I przesłaniam wszystkie ważne sprawy. Heh naiwna, powiem żeby nie powiedzieć głupia (toż to już samoagresja). No nic wracajmy na ziemię i twardo po niej stąpajmy. Wszystkim to na dobre zrobi ;)

Zanudziłam prawda? :/ trudno
Niech dobry będzie z Tobą...i z Tobą ...i z Tobą...i z Wami też :D

Komentarze

mojeszalonezycie ładnie
zapraszam do mnie
02/07/2015 9:03:41

Informacje o dragonfly


Inni zdjęcia: Szczęśliwa 13-stka bluebird11Dom kolorów elmarInformator o Egipcie bluebird11304. 4miljony... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24