Kiedy patrzę, jak wielu ludzi wokół mnie unicestwia swoje związki, w swej ignorancji sądząc, że jest to droga do wolności i szczęścia, żałuję, że nie istnieje człowiek, o którym mówiłabym dziś: mój mąż. I to nie mój kolejny mąż albo jeden z moich mężów, lecz jeden jedyny, raz na całe życie. Zdaje się, że dopiero teraz zrozumiałam istotę małżeństwa, dojrzałam do niego. Może wcześnie, ale kazda o tym marzy. Chciałabym umieć przekazać moim dzieciom, że małżeństwo to najpoważniejsze zobowiązanie, poświadczone niegołosłowną przysięgą, raz na zawsze, na dobre i na złe tak jak nie potrafili tego moi rodzice. Kiedy wchodzi się w małżeństwo, kiedy się w nim jest, warto pozbyć się z pamięci słowa "rozwód". Trwać, budować, zmagać się, pielęgnować. Dawać z siebie wszystko. Tak teraz myślę, szkoda że moi rodzice nie zdali sobie wtedy z tego sprawy.