I mimo wczoraj ciągle ide.
I dochodze do wnisku, że obecność kogoś obok jest zbędna.
I mimo tych porad nadal te same błędy.
I głos pomocy jest zagłuszany przez odgłosy brudnego sumienia.
I mimo twarzy, które chcą pomóc czuje się outsaiderem.
"(...)I dzień przynosi kolejną dawkę bólu,
a noc przynosi upragnione ukojenie(...)"
I patrzy oczami ślepoty zapitymi kolejnymi trunkami w przyszłość zamgloną od różnych możliwości. Próbuje zbadać przestrzeń dłońmi bez czucia pośród szarości pełnej kolorów.