Czesc cioteczki <3
W końcu znalazłam 5 minut żeby cos nie cos napisać.
Oczywiście pisze z telefonu, bo nawet nie mam kiedy zmobilizować się do otwarcia laptopa.
No więc, w poprzedni wtorek byłam u lekarza i po badaniach wyszło, ze mały póki co się do nas nie wybiera, ale według lekarza nastąpi to do tygodnia.
Na drugi dzień, we środę miałam się udać na KTG do szpitala. Zebralam się z Łukaszem i o 12 pojechalismy. Badanie wyszło źle. Mały miał zwężone tętno. Od razu dali mnie do przyjęcia na obserwacje.
Szybko pojechalismy do domu po moje rzeczy, ja jeszcze chciałam cos dopakowac i spowrotem.
Kolejne dwa ktg były bez zmian. I do tego zaczęło się robić rozwarcie.
Jednak ze względu na bezpieczeństwo dziecka lekarz zalecił zakończyć ciążę cesarka - największą zmorą jaka za mną chodziła przez cala ciążę.
O 18 lekarz przyniósł papiery, poinformował o wszystkim i powiedział, ze za 45 min jedziemy na blok.
Ubrali mnie w to operacyjne wdzianko, zgolili mi brzuch (!!!!!!!!) i podlaczyli jeszcze do ktg.
A tu psikus. Wszytko było dobrze, pokazały się do tego skurcze i rozwarcie się poszerzyło. Nagle oznajmuja, ze będziemy rodzic dołem.
Na prawdę tyle miałam myśli w głowie, ze nie wiedziałam o czym najpierw myśleć.
Nie minęło 5 minut a tu biegiem położne wpadają z wózkiem, zabierają mnie a ja wystraszona, ze co się dzieje?
Jedziemy na blok. Bezpieczniejsza będzie cesarska.
I takim oto sposobem o 19:55 płaczem przywitalam mojego pięknego maluszka.