Wydaje mi się, że jestem odporna, świadoma i mam wszystko pod kontrolą. Ale nie. Za każdym razem boli tak samo, bo boleć bardziej już nie może. To tak jak w to po południe, gdy wróciłam do pokoju, nie wiem czy bardziej zdziwiona czy bardziej zdruzgotana. Położyłam się pod kołdrę i zaczęłam płakać. Płakałam całym ciałem, tak jakby to było wszystko co mi zostało. Płakałam tak długo, że nie mogłam oddychać, że nie miałam łez. Wtedy moje ciało się trzęsło jak na silnym wietrze, a ja czułam się taka mała i krucha. Płakałam każdego kolejnego wieczora. Każdego ranka gdy szykowałam się do pracy. Płakałam w dniu urodzin gdy otrzymywałam życzenia. WY GŁUPCY. życzyliście mi wszystkiego co najlepsze? co za ironia, bo właśnie to straciłam. Siedziałam w oknie i czekałam. Naiwnie czekałam na Ciebie. W nadziei, że jeszcze wszystko można naprawić, widziałam ich wzrok. Ale wierzyłam w Ciebie. Ciebie nie było. Tak samo jak wieczorami gdy zastanawiałam sie z kim teraz jesteś i kto doświadcza teraz tych wszystkich uczuć które były kiedyś tak bardzo moje. Nie mam już łez, chyba wyczerpałam limit, chociaż pisząc to mam zamglony obraz. Sama już nie wiem co robić. Nie wiem czy nie umiem czy nie chcę o Tobie zapomnieć. Próbuje słowami opisać tą pustkę, ale nie umiem, ani słowem, ani gestem. Chciałabym zamknąć oczy i wiedzieć, że będziesz tu jutro. Jednak odrzucenie i ból z nim związany przypomina, że jestem nikim. Byłam wszystkim a jestem niczym. Co jeszcze mogę powiedzieć? Sama pozwalam sobie na to, nastawiam drugi policzek zastanawiając się jak bardzo zaboli. Najbardziej ze wszystkiego boli fakt, że mieliśmy naprawdę piękną miłość, temu nie moge zaprzeczyć. I boli też fakt czasu przeszłego.
I tak bardzo bym chciała abyś teraz wiedział jak strasznie Cię kocham, nadal niezmiennie. Jak układam się do snu, czekając na Twoje ramiona. Strasznie brakuje mi naszych splecionych dłoni. Wiesz co sobie przypomniałam właśnie? Ten piękny poranek gdy słońce wdarło się do pokoju a my leżeliśmy spleceni ze sobą ciałami, tak, że nie wiedziałam gdzie zaczyna a gdzie kończy moje a Twoje. Spoglądałeś mi głęboko w oczy i wiesz co powiedziałeś? Że za kilka lat będzie między nami leżał nasz Maksymilian i że nie możesz się już doczekać. Albo ten wieczór pod koniec wakacji gdy siedziałeś na ławce wtulony we mnie i mówiłeś, że się boisz jak to będzie. Co byś powiedział, gdybyś już wtedy wiedział jaki będzie finał? Pragnę wierzyć, że jesteś tam, że nadal w głębi serca jesteś mój tak jak byłeś zawsze. Że nosisz w sobie te piękne słowa którymi mnie obdarowywałeś i te które powierzałam Tobie. Jednak mam jeszcze w sobie łzy. Skoro odszedłeś i nie chcesz wrócić, to weź te wszystkie wspomnienia bo nie umiem z tym żyć już, przysięgam, że to szczęście które nam towarzyszyło rozrywa mnie na strzępy za każdym razem gdy oddalam się od niego jeszcze dalej. Mówiłeś, że już nigdy nie będę sama. A jestem. Znowu.
"Ze swoimi smutkami w garści już się nie mieszczę. Mam w sobie tyle tęsknot, że garść jest za mała."