Piję kawę. Słodką. Bananową. Ogromną, nie taką jak na zdjęciu, ale ok. 0.5l lub trochę więcej. Czas staje w miejscu. Nie liczy się nic poza tą chwilą. W tym zabieganym świecie wycinam dla siebie skrawek, którym nie mam ochoty się dzielić. Mogę pomyśleć o rzeczach naprawdę ważnych, uśmiechnąć się z łezką w oku do tego, co mam i co już dostałam.
Przeglądam gazety. Marzę. Tyle bym chciała zrobić, ale nie wszystko od razu. Największym bólem jest brak aparatu. Owszem, nie miałam ostatnio zbyt dużo czasu na łapanie chwil i nowych ujęć, ale dopiero kiedy coś stracimy tak dotkliwie, fizycznie, dopiero wtedy doceniamy to, co mieliśmy.
Przeskakuję myślami znów w stronę kawy, mojej pocieszycielki. Smakuję każdą kroplę i cieszę się, że mogłam spróbować znowu czegoś innego.
Zegar nieubłaganie przesuwa wskazówki. Czas iść. Kawa się skończyła. Wychodzę więc z powrotem w rzeczywistość patrząc na nią jeszcze przez jakiś czas przez pryzmat czasu spędzonego z kubkiem kawy. W końcu nawet najgorsza rzecz wygląda zupełnie inaczej, kiedy usiądziesz spokojnie i wypijesz kawę.
https://www.youtube.com/watch?v=_7C9KbvSJJQ
Całkowita FAZA HEY ;)