"Słychać w pełnym słońcu, jak pulsuje ziemia
Uspokoić swoje serce, niczego już nie zmieniać
I uwierzyć w siebie, porzucając sny
A Twój błąd przemija, ale nie Ty
Wybrać to co dobre, z mądrych starych ksiąg
Uszanować swoją godność, doceniając ją
A gdy wreszcie się uda, własne zło pokonać
Aby mieć przy sobie czyjeś ramiona
Wyczuć taką chwilę, w której kocha się życie
I móc w niej być stale, na wieczność w zachwycie
W pełnym słońcu, dumnie na własnych nogach
Może wtedy będzie można ujrzeć uśmiech Boga
I nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz NIC!"
Nigdy w życiu nie popełniłam tyle błędów, co wciągu ostatniego pół roku.
Nigdy w życiu nie płakałam tak jak w ostatnią sobotę.
"nieważne jest co złego zrobiliśmy, ważne co zrobimy z tym co zrobiliśmy"
o. J. Góra
***
Długo się nad tym zastanawiałam czy tylko ja w sferze duchowej mam taką huśtawkę. Najpierw jestem "wysoko", a potem stopniowo "spadam" i muszę "spaść" aż na sam dół, by znów się "wznieść". Łamałam sobie głowę jak ci, którzy przemawiają do mnie z ambony, lub na lekcjach religii to robią. W jaki sposób udaje im się zachować równy "poziom"? Dopiero po jakimś czasie stwierdziłam, że może wcale tak nie jest... Może mają dokładnie te same przeżycia co ja. Są równie rozchwiani. W końcu... czy ktoś patrząc z zewnątrz może dojrzeć u mnie tę zmianę? Na pewno nie tak łatwo. Nie zmienia się mój sposób patrzenia na życie, wartości, idee, zdanie na temat wiary, Boga, postawa względem Kościoła. No właśnie. To ma nawet sens. Bądź co bądź nie ma nic piękniejszego niż "powrót syna marnotrawnego" i doświadczenie łaski i miłości bożej.
Tak w ogóle to ja jestem naprawdę frajerką jeśli chodzi o przywiązywanie się do ludzi, wiarę w nich i troskę o nich. Zginę z tym marnie w życiu. I to w męczarniach. No i jestem wielką idiotką, ponieważ nie potrafię dzielić się z przyjaciółmi swoim smutkiem, bólem. Nie potrafię prosić o pomoc w chwili, w której jej potrzebuję. A przecież wszyscy mi bliscy na pewno tego by chcieli. Przecież nie oczekują, że poradzę sobie ze wszystkim sama i jedynym ich zadaniem będzie wysłuchać mojej relacji. Wiem o tym dobrze. A mimo to nie potrafię.
jeszcze dwie rady, od Tego z góry, które MUSZĘ wprowadzić w życie:
1. "Szukaj kogoś kto Cię zrozumie..."
2. "Nie angażuj się w relacje, z których pochodzi zranienie. Oczyść swoje relacje."
Generalnie dziękuję Asi za to, że wpłynęła na mnie i zaczęłam znów pisać pamiętnik xD (zobaczymy jak długo to potrwa) i w ogóle za to, że słucha mnie i nie patrzy na mnie wzrokiem "żałosna jesteś dziewczyno" (chociaż czasem może powinna!), no i że przecierpiała zabójczą "playliste" w autobusie :D
A no i standardowo kocham Sławkę! Za to, że mnie tak rozumie i ględzi ze mną przez godzinę przez telefon. Za to, że kurde jest! Uwielbiam ten moment, gdy coś jej opowiadam, staram się jak najlepiej wytłumaczyć, usprawiedliwiając się trochę, a ona przerywa mi zdaniem: "no Doma, przecież nie musisz mi tego tłumaczyć, ja to wiem/rozumiem/mam tak samo" <3
"Jesteś życiem mym, więc każdy ruch robię w Tobie,
Jezu, Ty pozwalasz wciąż oddychać mi" :)