Luty. 21 dzień miesiąca. Pamiętam go tak dokładnie. Nie mam pretensji, że przez jeden głupi telefon uczucia wróciły ze zdwojoną siłą.
Marzec. 2 dzień miesiąca, 29 dzień miesiąca. "Może jeszcze kiedyś będzie mi dane poczuć (...)" - Nie mam pretensji, że spełniło się tych kilka słów.
31 dzień miesiąca. Twoje błyszczące oczy, odbijające napis z pomarańczowego wyświetlacza. RMF MAXXX. Nie mam prentensji, że dzień, który miał być najpiękniejszy, okazał się najgorszym.
Kwiecień. 1 dzień miesiąca. Amunicja na dzień dobry, który w żadnym aspekcie nie był dobry. Nie mam prentensji, że po prostu stchórzyłeś.
Nie mam nic. Prócz pustki w sercu i kilku łez spływających po policzkach.
***
Gdyby tak napisać książkę, stałaby się bestsellerem. Pieprzonym bestsellerem. Ludzie czytaliby z zapartym tchem, a nasze serca z każdą przewróconą kartką, pękałyby coraz bardziej. Na pierwszej stronie kilka słów.
'D., dzięki któremu zrozumiałam, że ktoś zawsze będzie czekał na mnie za rogiem.'
"Co ma być, nie ominie nas
Choć żegnam się z Tobą
to jeszcze nie koniec
kiedyś na pewno
spełni się nasz sen (...)"
- mimo wszystko w to wierzę.
choćbyś robił wszystko, żebym przestała.