Rozliczam się sama ze sobą, z każdego popełnionego grzechu, z każdej źle zaczętej relacji. Nigdy nie będę się z tego tłumaczyć, ale potrzebuję wyjaśnić, że moja obecność jest zbędna, przynajmniej teraz. Jeśli kiedykolwiek słowem, gestem uraziłam czyjeś uczucia, to tylko dlatego, że sama przestałam posiadać własne. Rak duszy zjada mnie od środka, destrukcja obmywa twarz w każdy poranek. Dlatego nie bawię się w czyny, w udowadnianie, że w życiu może zaświeci nad głową słońce. Nie liczę, nie czekam, jeśli kiedyś zapuka do mojego okna, z godnością przywitam kolejny dzień, wieczór w dobrym towarzystwie. Słowa są zbędne, dlatego mnie mało, dlatego mnie mniej. Nie zamierzam uciekać, bo potrzebuję obecności... poczekasz człowieku na lepsze czasy???