Dobry wieczór, to znowu ja. Tym razem mam dla Was opowiadanie, które znalazłam na pewnym photoblogu, bardzo mi się spodobało więc postanowiłam je tutaj dodać. Miłego czytania! <3
Niby zwykły dzień jak każdy inny. A jednak ten dzień był wyjątkowy, to były jej 21 urodziny. Od dawna przygotowywała imprezę dla znajomych, chciała żeby ten dzień był cudowny i w jakimś stopniu jej marzenie się spełniło. O godzinie 14.15 zadzwonił do niej lekarz u którego od pewnego czasu się leczyła, poprosił ją żeby przyjechała do niego, chciał jej o czymś ważnym powiedzieć. Niewiele myśląc ubrała się, wsiadła w samochód i pojechała. W głębi duszy miała cichą nadzieję że wszystko będzie dobrze, że lekarz powie jej że jest zdrowa, że nareszcie może cieszyć się życiem. Gdy dotarła na miejsce lekarz już na nią czekał, oboje weszli do gabinetu. Doktor pokazał jej wyniki badań histopatoligicznych, okazało się że ma raka na dodatek złośliwego. Ta wiadomość ją totalnie przygnębiła. Wybiegła ze łzami w oczach z gabinetu, wróciła do domu i jak gdyby nigdy nic się nie stało zabrała się do roboty bo o 19 miała się rozpocząć urodzinowa impreza. O 18.30 zaczeli się zbierać goście. Ona jak zwykle dusza towarzystwa rozbawiała cały tłum, ciesząc się ich uśmiechem. Każdy z przybyłych gości składał jej życzenia w których było zawarte zdrowie. Podczas śpiewania " sto lat" ona na siłę próbowała nie płakać i jej się to udało, miała już ogromne doświadczenie w udawaniu że wszystko jest dobrze. Następnego dnia gdy się obudziła zaczeła sprzątać resztki jedzenia i myć szkło po spożytym wczoraj alkoholu. Nie mogła pozbyć się myśli o śmierci, nie miało już sensu jej życie. Postanowiła że się zabije nie mówiąc nikomu o chorobie. Nie chciała by jej bliscy widzieli jak umiera, jak odchodzi na tamten świat ich ukochana córka siostra i przyjaciółka. Były dwie nieudane próby. Przed pierwszą próbą napisała 3 listy pożegnalne, z trudem zatrzymywała łzy w oczach, jednak w każdym z listów przy słowie "kocham" był kleks spowodowany jej łzami. Pierwszy list był do rodziny, napisała że bardzo ich za wszystko przeprasza i że zawsze będą w jej sercu, nie ważne co by się stało na zawsze jej serce będzie z nimi. Drugi list był do jej najlepszej przyjaciółki, w tym liście jako jedynej osobie wyznała o swojej chorobie. Tylko jej mogła o wszystkim powiedzieć, tylko ona dawała jej nadzieję na lepsze jutro. Dziewczyny bardzo się przyjaźniły, traktowały się jak siostry syjamskie, gdzie jedna tam i druga, nie odstępowały się na krok, były dla siebie kimś wyjątkowym. Na końcu tego jakże smutnego listu napisała słowo PRZEPRASZAM. Kiedyś powiedziały sobie na wzajem że zawsze będą przy sobie do samego końca póki wola Boża ich nie rozłączy, póki nie przyjdzie po jedną z nich śmierć. Trzeci list był do jej chłopaka. Prosiła go żeby ułożył sobie życie z kimś innym z kimś lepszym od niej. Wtedy po raz pierwszy i ostatni wyznała mu miłość, napisała też jak bardzo go kocha i jak wyobrażała sobie ich wspólne życie. Niestety choroba wszystko zniszczyła. Pierwsze dwie próby samobójcze były nie udane. Pierwszym razem połknęła kilkadziesiąt tabletek różnego rodzaju i popiła alkoholem miała nadzieję że już się nie obudzi, że jej problemy znikną, że pójdzie w stronę światła i spotka Boga. Jednak rano ku jej ogromnemu zdziwieniu obudziła się i jedynie co jej dokuczało to ból głowy, nie miała nawet wyrzutów sumienia. Drugą próbą było podcięcie sobie żył, chciała się wykrwawić, chciała umrzeć, na jej nieszczęście też się to nie udało. Tuż po utraceniu przytomności znalazł ją sąsiad i niewiele myśląc zawiózł ją na pogotowie gdzie lekarze robili wszystko by tą młodą desperatkę przywrócić do życia. Po dwóch dniach pobytu w szpitalu wypisała się na własne żądanie. Gdy wróciła do domu, wyjęła ze swojej szafki te 3 listy i położyła w kuchni na stole po czym ubrała się w swoje ulubione ciuchy i wyszła z domu. Miała plan, ten plan musiał się udać- tak przez całą drogę sobie powtarzała. Będąc blisko drogi którą jeździły tiry zaczęła sobie zadawać pytania, każdo jedno zaczynało się od słowa "dlaczego". Z oddali zobaczyła pędzącą ciężarówkę, powoli wstała i wbiegła na drogę. Gdy samochód był tuż przed nią ona z całych sił krzyknęła "KOCHAM WAS" i wtedy uderzył w nią rozpędzony tir. Skończyła ze sobą raz na zawsze, teraz już nie cierpi, już nic ją nie boli. Już jest koniec tej drogi zwanej jej życiem.