Nienawidze mojej rodziny.
Tak, wlasnie tak jest i wcale nie mowie tego, pod wplywem chwili, emocji.
Wszystko jest tak samo zaklamane, obludne,
na nikogo nie mozna liczyc,
a kazdy z kazdego szydzi.
Moj ojciec to osoba, ktora wie wszystko najlepiej,
do ktorej [wg neigo samego] kazdy ma za malo szacunku
i jest w stanie narzucac nawet swoja wole, emocje i poglady.
Moja mama, w kazdej sprawie jest najmadrzejsza,
do wszystkioego musi wsciubic dziob,
przyczepi sie do nawet najdorbnieszego szczegolu,
byleby sie tylko przyczepic. Z nikim sie tak nie kloce jak z nia.
Moja siostra, zadufana w sobie mloda pani profesor,
ktora poza soba i swoim mezusiem nie widzi nic.
I nic ja nie obchodzi.
Moj brat, trzydziestojedno letnie dziecko. Podkreslam - dziecko,
ktore za nic ma wszystko i wszystkich, uwaza, ze moze gadac
i robic co mu sie zywnie podoba, bo jest synem pierworodnym
i nikt mu nie skoczy. Prawda jest taka ze robi co chce, a nie umie
sobie znalezc pracy.
Tak wiec wlasnie.
Nienawidze mojej rodziny.
I przysiegam - zostawie do wszystko w koncu w PiSdu.
No i tak wlasnie mimochodem
wielkie dzieki i pzdr dla przyjaciol i tych, ktorzy w jakis sposob sa ze mna,
Kas ;*
Asia ;*
Basia ;*
Czujas ;*
Angela ;*
Koza ;*
i Karol oczywiscie ;* najwazniejsza dla mnie osoba.
W ogole gdyby nie wy, to nie chcialoby mi sie juz zyc - mniemam.