Już 12 lat od kąd musze się męczyć, bo moje szczęście nie zależy już tylko od mnie.
Od kąd pamientam z każdą następną dziewczyną jest tak samo :( .
W mojej bajce nie ma szczęśliwych zakończeń. Niepowodzenie goni niepowodzenie.
Wszystkie mnie traktuja tak jak bym miał przynosić pecha, powoli już sam zaczynam w to wierzyć.
Żadna nie chce spróbować czy coś by z tego było wiecej, bo po co mi dawać szanse przecierz ja się do niczego nie nadaje.
Najlepiej by było przerwać obwody i wypuścić wszystkie elektrony zasilające układ zwany mną.
Po co mi takie życie z którego nic nie mam i nigdy nie będę miał.
Jak innym wgrywano program zwany szczęsciem to stałem w kolejce po IQ, co mi z tego przyszło im wiecej rozumiesz tym bardziej sie przejmujesz, ta podzielna uwaga niedułgo mnie chyba wykończy, zawsze się muszę nasłuchać czegoś na swój temat a tak teoretycznie to nie powinienem tego wszystkiego rozumieć.
Zawsze muszę być 101 elementem ze 100 elementowej układanki w dodatku takim elementem, który nie pasuje do pozstałych.
Na moim miejscu najlepiej by było zasnąć i już nigdy wiecej się nie obudzić, wtedy chociaż bym już się nie musiał dalej męczyć.