Przemierzam ulicę, jedną, drugą. Wsiadam o autobusu. Widzę tłum, ludzie się kłócą i przytulają, a na zakrętach ich rzuca. Szukam wolnego miejsca. Potem wysiadam. Snuje się i skradam. Czuje spojrzenia innych na sobie. Ale ide dalej. Nagle mój marsz zmienia się w bieg. I nie wiem dlaczego, ale doskonale wiem gdzie. Biegne. A gdy jestem na miejscu. Siadam, padam. Moje wspomnienia. Te skryte, te ważne. Dziś są zupełnie obce, niestraszne...
Taki pocieszny hug z Madzią !
Dziękuje za dziś dziewczynki ; **