w zniszczeniu też może tkwić piękno. tak, jak w zniszczeniu mojego związku- a raczej powinnam powiedzieć- układu. przerwa od patologii- tak, tego było mi trzeba, aby uświadomić sobie co samowolnie robiłam ze swoim ciałem i psychiką. byłam wykorzystywana psychicznie i fizycznie. niemal po każdym spotkaniu ogarniały mnie wyrzuty sumienia, a jednocześnie byłam paradoksalnie spokojna, że się z nim spotkałam. dziwne.
dopiero po czasie doszło do mnie, że.. on ZAWSZE taki był. ZAWSZE, centralnie ZAWSZE. wpoił mi swoje poglądy i potem jako takie w głowie je przyjmowałam. mój rozum i logika przestały racjonalnie pracować. pracowały w oparciu- co na to mój psychofag.
jak wracałam do domu jedną rzecz robiłam już nawykowo. odpalałam papierosa, patrzyłam w lustro i płakałam. zwyczajnie płakałam. jak dziecko. i uświadamiałam sobie, że jestem wyniszczona. kawałeczek po kawałeczku i lawina runęła. nic ze mnie nie zostało. tylko to haniebne odbicie.
kiedy tęskniłam- miałam słabsze dni. jak można tęsknić za kimś takim. jak można.
Y.