Ostatnio oglądając Króla Lwa zdałam sobie sprawę z tego, że potrafię powiedzieć każdą kwestię oraz zaśpiewać (jeżeli można to nazwać śpiewem) każdą piosenkę z tego filmu praktycznie bezbłędnie. Jedynym fragmentem jakiego nie potrafiłam wypowiedzieć jest moment od słów "niech żyje król" wypowiadanych przez Skazę, do momentu słowa "zabić". Okazuje się, że nie pamiętam tej sceny, ponieważ widziałam ją może cztery razy w życiu! Za każdym razem albo wychodziłam z pokoju, albo byłam tak zalana łzami, że nie potrafiłam nawet patrzeć się na ekran. Teraz te czasy minęły. I nie wiem, czy to dobrze, czy źle...