Czy to do mnie zawsze nalezy podejmowanie trudnych decyzji? Łatwiej by było gdyby kazał by ze soba być, gdyby wrzeszczal, ze nie mam wyjscia. A uslyszalam tylko, ze w nas wierzy i tylko czasami nazywa mnie swoja księżniczką.
A ja sie boje ciagle i placze z bezradnosci. Do tego ta jebana matura. Boje sie tak strasznie, ze pale ciągle i placze i smieje sie gdy moj kosmiczny chlopczyk napisze mi cos miłego. Tfu, nie mój.