czasem naprawdę nie mam już siły się uśmiechać.tak dużo rzeczy zwala mi się na głowę, nie potrafię sobie z nimi radzić. a już na pewno nie w pojedynkę. a ostatnio mam wrażenie, że jestem sama ze swoimi problemami. to że o nich nie mówię, nie znaczy, że ich nie mam. po prostu nie lubię innych nimi zawalać. i w sumie to też nie umiem się przełamać i o nich mówić. gdy tylko biorę telefon, żeby zadzwonić i czuję, że bylabym gotowa się otworzyć to w jednej chwili głos staje mi w gardle i nie mogę mówić o tym, o czym chcę. więc albo nie dzwonię wcale albo gadam o byle czym. to egoistyczne, wiem, ale może czasem, dla odmiany, zamiast wciąż i wciąż wałkować czyjeś, ktoś mógłby się zapytać, co u mnie? czy wszystko ok? w pracy, poza pracą? i czasem jestem bliska wybuchu, ale wtedy uświadamiam sobie, że ja w sumie nie chcę rozmawiać o moich problemach, mam wrażenie, że w porównaniu do innych są niczym, są nie ważne, dziecinne, głupie, wydumane... to wszystko zbiera się we mnie, cały ten stres, niemożność poradzenia sobie ze wszystkim w pojedynkę. kiedyś to wszystko jebnie razem ze mną. serio.
ale póki co będę ćwiczyć dalej. bo na tę chwilę to jedyna część mojego życia, nad którą mam rzeczywistą kontrolę.
cała reszta powoli, acz sukcesywnie, się wali.
Tylko obserwowani przez użytkownika dikey
mogą komentować na tym fotoblogu.