Czuję się jakbym spadał rozpaczliwie łapiąc myśli
One nie dają mi gruntu, jeźdźcy apokalipsy
Moje zmysły w hipnozie uśpione
Głuchoniemy, skamieniały ślepo patrze na podłogę, ziomek
Muszę wyjść stąd, ściany i postacie teraz są dla mnie zbyt blisko
Chcę popierdolic wszystko
Zniknąć, prysnąć ulotnic jak kamfora
Ale muszę dumnie życ tu gdzie Sodoma i Gomora
Na chwilę chowam emocji ile zdołam
By wybrać butelkę do góry głowa, trzy słowa
Twarz znajoma kładąc resztę, chyba widzi, że mam doła
Nie potwierdzam tego testem, ból wycieka w oczodołach
Czuję, że konam, choć z ram krew nie broczy
Czemu ciągle oddycham, chociaż świat się dla mnie skończył
Nie da mi ukojenia promyk słońca tego dnia
Nie da mi ukojenia swiatło księżyca tej nocy