I koniec. Myślałam, że drugi tydzień będzie marny, ale wyszło pozytywnie. Z jednym, małym wyjątkiem.
Oczywiście, po swojemu, w nocy zamiast spać rozmyślam. Nie wiem, jakim cudem jeszcze funkcjonuję, ale to w tym momencie nieistotne. Po wielu przemyśleniach i analizach swojego życia stwierdziłam... że jestem nikim. Nigdy wcześniej nie nawiedziła mnie taka myśl (może z powodu mojej wygórowanej samooceny), ale była logicznym następstwem przywołanych przeze mnie faktów. Jestem niezdecydowana, nie umiem wybierać, podejmować decyzji. Nie mówię tu o jakichś pierdołach, tylko o sprawach dotyczących mojej przyszłości. No tak, tak, mam przeróżne zainteresowania, ale jeśli już chcę coś zacząć rozwijać na poważnie, zawsze odkładam i znajduję jakąś zajebistą wymówkę. W ten sposób jestem taka "wszystko po trochę", a w żadnej kategorii "lepsza od...". Tylko że każdy powinien mieć dziedzinę, która jest jego najmocniejszą stroną - gdy tego brakuje, wtedy to "trochę" staje się niczym, bo niby ze wszystkim dam sobie radę, ale gdy bedę chciała czegoś więcej to się rozczaruję.
Myślałam, że to wynika z lenistwa, ale to nie jest aż takie proste. Tu chodzi o to, ze trzeba mieć wrodzone, coś na zasadzie talentu. A jeśli ja coś takiego mam, to na pewno inne talenty ma mój mózg a inne ciało. A mówiąc językiem zrozumiałym dla ludzi to jest na takiej zasadzie, że mam w głowie konkretny obraz tego, co chcę zrobić, krok po kroku, a jak już się za to zabiorę w rzeczywistości, to wychodzi dużo, dużo gorzej albo nic - zawsze jestem niezadowolona z efektu (daleko mi do perfekcjonizmu, to obiektywna opinia). Inna sytuacja - robię coś z łatwością, ale mój mózg tego nie ogarnia. Wiem, ciężko zrozumieć, ale tak jest i zaczyna mnie to martwić. Może to jakaś choroba?
Chciałabym wiedzieć więcej o sobie i swoich zamiarach, to chyba podstawa mojej egzystencji. A ja sama dla siebie jestem nieprzewidywalna. W teorii to oznacza brak nudy, ale już wolę być nudnym, szarym człowiekiem dążącym do jakiegoś konkretnego celu w życiu niż wielce odmiennym bytem żyjącym w swoim własnym, zmyślonym świecie z niespełnionymi marzeniami. Nie jestem już dzieckiem, muszę umieć odnaleźć się w realnym świecie jeśli chcę przeżyć, to oczywiste, ale trudne.
Boże, ja nawet nie potrafię wyrazić słowami tego, co siedzi mi w głowie, wszystko co piszę jest chaotyczne i niezrozumiałe, ale mam nadzieję, że ktoś kiedyś to zrozumie i może będzie to ten człowiek, który mnie jakoś nakieruje, tak jak to bywa w filmach czy książkach - ktoś spotyka kogoś, kto mu pomaga i zmienia jego życie.
Zostawię was z bardziej czytelną treścią, czyli muzyką
Ta piosenka jest dla mnie szczególna. Dziwne, bo nie jest to piosenka tego zespołu (Nirvana) tylko cover, a mimo to magiczna. Po prostu gdy tego słucham, wydaje mi się, że Cobain śpiewa stojąc czy siedząc tuż obok mnie. Niesamowite uczucie, którego nie mam słuchając oryginalnej wersji (David Bowie).