photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 8 STYCZNIA 2013

Delikatne ciepło rozpływa się po moim policzku, słońce leniwie przypomina, że trzeba otworzyć oczka.
Leżąc na świeżej, soczystej, zielonej trawie, spoglądam w chmury, które niespiesznie przesuwają się wzdłuż widnokręgu.
Rozbawiają mnie ich puszyste kształty, przypominają waniliowe lody umieszczone niedbale na letnim niebie.
Docierają do mnie dźwięki, którym pozazdrościć mogliby najwięksi kompozytorzy, to ptaszki dają swój koncert.
Wcale mi się nie śpieszy, do zakończenia tej słodkiej chwili nicnierobienia. Moje zmysły są teraz najbardziej wyostrzone.
Odczuwam wszystko mocniej, wdrążam się w ten świat natury. Zamykam oczy, jednak to nie przeszkadza mi
w obserwacji. Niestety wstaję. Kieruję się w kierunku namiotu, zabierając najpotrzebniejsze rzeczy. Podchodzę
do stojącej nieodpodal studni, woda w niej jest lodowata. Wylewam sobie kubełek na głowę, delikatnie dygotając.
Śmieję się z własnej nieuwagi, ponieważ płyn rozlała się również po moim karku i butach. Potrząsam głową,
a mokre kropelki rozpryskują się na cztery strony świata. Uśmiecham się do słońca a ono spogląda na mnie
jedynie z nutką politowania. Więc delikatnie nadąsana wycieram się ręcznikiem. Ktoś patrząc z boku mógłby mieć
niezły ubaw, zatkały mi się uszy i muszę poskakać na jednej nodze. Czuję w sobie nieskończone pokłady energi,
więc w rozbawieniu biegam w kółko z wystawionymi rękami udając superbohatera, a ręcznik to moja peleryna.
Wreszcie, idę na pomost, by tam w spokoju skończyć oglądać poranek, słońce było zbyt mocno zdegustowane
moim zachowaniem, kazało mi się natychmiast uspokoić.