Zmęczenie, które ogarnia każdy centymetr Twojego ciała, który powoduje, że nie możesz się ruszyć, ani kroku dalej...Ale już znasz na tyle wędrówkę, że wiesz, że to znaczy, że któryś następny krok, przekroczy barierę i wpadniesz w letarg... I dopiero wtedy oddasz władzę swoim nogą, którym przecież ufasz, że doniosą Cię na miejsce... I wtedy myśli uciekają do tego pola wzdłuż którego wędrujesz.... I delikatny chłodny wiatr wieje Ci na twarz.... I dzielisz się uśmiechem z osobą która idzie obok... I sięgasz ręką po butelkę wody, która znajduje się w kieszeni plecaka, i upijasz łyk, który jest kojący... I nie doskwiera Ci skwar, czy zmęczenie... Liczy się tylko to co tu i teraz, chwila piękna... i czujesz... wolność. Od Ciebie wszystko zależy, i wiesz, że masz blisko siebie przyjaciół, ale choćby chcieli Ci nie pomogą, nie poniosą Cię, tylko od Ciebie zależy czy dojdziesz do celu. I wraz z zachodem słońca dochodzimy na miejsce... Widzisz polanę, na której jest soczysta trawa. Teraz tylko pozostaje robić namiot. Rozkładasz. Trzeba powbijać kilka śledzi, plecak do środka... Hm... rozglądasz się, niewiadomo za czym... Pakujesz plecak do namiotu, wyciągasz ręcznik, przebierasz się szybko... idziesz do jeziora, które jest skąpane w ostatnich promieniach słońca, i zanużasz się w zimnej wodzie, która pryprawia Cię o gęsią skórkę... I wycierasz się szybko. Pakujesz w jakąś piżamę, jeszcze tylko kolacja...I wchodzisz do namiotu i... Budzisz się rano.
I wiesz że następny dzień przyniesie... to samo lecz w zupełnie innym odczuciu.
Tak bardzo chcę. Lata. Obozu. Wędrówki. Zmęczenia. Ukojenia. Słońca. Szczęścia. Przyjaźni. Uśmiechu. Gwieździstych nocy. Odpoczynku. Podróży. Nowych doznań. Celu podróży.
Nachodzi mnie dzika obsesja połączona z tęsknotą.